Gdy 27 stycznia 1945 r. żołnierze armii radzieckiej dotarli do kolczastych drutów okalających obóz koncentracyjny Auschwitz-Birkenau, byli zszokowani widokiem tego, co zastali w samym centrum cywilizowanej Europy. Zobaczyli oni bowiem największą fabrykę śmierci, którą stworzyli przedstawiciele narodu muzyków, filozofów, pisarzy, uczonych... ludzie uważający się za najdoskonalszych z gatunku. Rosjanie w obozie zastali też ludzi żywych: ok. 1200 w Auschwitz I, 5800 w Birkenau, 650 w Auschwitz III oraz zobaczyli - jak się okazało - resztki tylko systematycznie wysyłanych do Rzeszy obozowych magazynów: 350 tys. sztuk garderoby męskiej, 837 tys. damskiej, ogromną liczbę ubranek dziecięcych (w tym kilkadziesiąt tysięcy niemowlęcych) 7,7 ton obciętych włosów przygotowanych do transportu w papierowych workach. Oprócz tego widzieli ruiny krematoriów i komór gazowych. W Auschwitz-Birkenau zginęło od 1,2 do 1,6 mln ludzi w tym 960 tys. Żydów, 140 tys. Polaków, 21 tys. Cyganów, kilkadziesiąt tysięcy obywateli ZSRR. Wszystko to dokonało się na 40 km2 zagospodarowanej przez hitlerowców ziemi...
„Mija 60 lat od wyzwolenia nazistowskiego obozu śmierci w Oświęcimiu-Brzezince - napisał w swoim przesłaniu Papież Jan Paweł II. - Nie można przy tej okazji nie wrócić pamięcią do dramatu, jaki rozegrał się w tym miejscu jako tragiczny owoc programowej nienawiści”.
Uroczystości z okazji tej rocznicy odbywały się przy pomniku ofiar obozu w pobliżu rampy kolejowej, na której hitlerowcy dokonywali selekcji, wysyłając 80-100% przybyłych natychmiast do komór gazowych (krematoria 2, 3, 4, 5). Ceremonię rozpoczął dźwięk nadjeżdżającego i hamującego pociągu. Zapłonęły tory.
„Jak do tego mogło dojść?” - pytano wielokrotnie w czasie uroczystości upamiętniającej rocznicę wyzwolenia Auschwitz. Przybyło na nią 46 delegacji państw z całego świata (m.in. reprezentujący Jana Pawła II arcybiskup Paryża - kard. Jean-Marie Lustiger, którego ojciec był więźniem Auschwitz; 21 prezydentów; 5 premierów; królowie: Belgii, Holandii, Danii, Luksemburga, Norwegii; Wielką Brytanię reprezentował książę Edward, a Kanadę - gubernator generalny. Poza tym przyjechało 8 przewodniczących parlamentów państw. Wielu z nich zabrało głos). Udział wzięli uczestnicy tamtych tragicznych wydarzeń: ponad 1000 więźniów i żołnierze radzieccy, którzy w 1945 r. wyzwolili obóz.
Przyjechali z całego świata. Niektórzy po raz pierwszy od czasów wojny. Dla wszystkich było to wstrząsające przeżycie: „Siedzę tu dzisiaj i cały czas płaczę - mówił Michał Habas (numer obozowy 66701). - Nie chcę pamiętać. Dzisiaj przyjechałem trzeci raz. I to już ostatni. Więcej nie dam rady”. „Leżeliśmy w śniegu twarzą do ziemi, a esesmani biegali po naszych plecach” - wspomina Zygmunt Kędziora, numer 7721. Inny z więzionych w Auschwitz - Henryk Mendelbaum (nr 181970) konkluduje: „Człowiek przyzwyczaja się do dobrego, może też i do złego. (...). Niechaj to, co było moim udziałem, zostanie oszczędzone przyszłym pokoleniom”.
Taką nadzieję miał również przemawiający w imieniu wszystkich więźniów prof. Władysław Bartoszewski (nr 4427): „Ostatni więźniowie Auschwitz-Birkenau mają prawo wierzyć, że ich cierpienie i śmierć ich bliskich miały znaczący sens dla lepszej przyszłości wszystkich ludzi. (...). Tu nie ma grobów. Na miejscu więc dokonania tej niepojętej zbrodni zaduma musi przeobrażać się w szczególną odpowiedzialność, w trwałą pamięć o tym, co się stało. Zakończę słowami z Księgi Hioba, jednako ważnej dla żydów i chrześcijan: „Ziemio, nie kryj mojej krwi, iżby mój krzyk nie ustawał” (por. 16, 18).
Największe wrażenie na zebranych zrobiły słowa byłej więźniarki Merki Szewah, która najpierw pojawiła się u boku swego prezydenta Izraela, stała spokojnie, czekając,aż on skończy, po czym wdarła się na trybunę i wykrzyczała do mikrofonu: „Tu wzięli moje imię, dali numer. Nie byłam już Merką, byłam numerem, byłam nikim - dlaczego? Dlaczego? Dlaczego spalili mój naród?...”.
„Nie wolno nikomu przejść obojętnie wobec tragedii Szoah - apelował Papież. - Ta próba planowego wyniszczenia całego narodu kładzie się cieniem na Europie i na całym świecie, jest zbrodnią, która na zawsze splamiła historię ludzkości (...). Podczas pobytu w Oświęcimiu (1979 r. - przyp. R. J.) mówiłem też, że należałoby zatrzymać się przy każdej tablicy. Uczyniłem to, przechodząc w modlitewnej zadumie od jednej do drugiej i polecając miłosierdziu Bożemu wszystkich zamordowanych tam przedstawicieli narodów, które zostały dotknięte przez okrucieństwo wojny. Modliłem się, również za ich wstawiennictwem, o dar pokoju dla świata”.
W finale uroczystości przewodniczący zagranicznych delegacji zapalili znicze na tych tablicach, akcentując tym samym, że oświęcimskie świadectwo nigdy nie zostanie zapomniane, że wspominają dramat ofiar - cytując słowa Jana Pawła II - „nie po to, aby rozdzierać bolesne rany, budzić uczucia nienawiści i chęć odwetu, ale po to, aby oddać hołd ludziom, dać wyraz historycznej prawdzie, a zwłaszcza by wszyscy uświadomili sobie, że tamte mroczne dzieje winny być dla współczesnych wezwaniem do odpowiedzialności za kształt naszej historii”. By „potwierdziła się prawda, która tak często pojawia się w Biblii: choć człowiek zdolny jest do czynienia zła, nawet ogromnego zła, to zło nie będzie miało ostatniego słowa”.
Słychać skrzypienie śniegu. Zimno. Jak 60 lat temu. Odchodzący znowu zobaczyli krwawe łuny nad Auschwitz, ale teraz nie były to płonące krematoria, tylko palące się światła - znaki pamięci.
Pomóż w rozwoju naszego portalu