Reklama

Karykatury Mahometa

Niedziela Ogólnopolska 12/2006, str. 8


Morteza Nikoubazl/Reuters/Forum

<br>Morteza Nikoubazl/Reuters/Forum

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Protesty religijne czy niebezpieczna gra polityczna?

Reklama

Komu zależało na rozpętaniu tego iście światowego protestu przeciwko „obrażaniu islamu”? Czy reakcje mas islamskich były spontaniczne, czy może były kierowanymi odgórnie prowokacjami? Niektórzy obserwatorzy polityczni odnotowali zbieżność dwóch wydarzeń: rozpoczęcie masowych demonstracji i narada 57 przywódców państw muzułmańskich, która odbyła się w grudniu zeszłego roku w Mekce w Arabii Sudyjskiej (uczestniczył w niej także obecny irański prezydent Ahmadinejad). Stanowisko Arabii Saudyjskiej wobec świata zachodniego zawsze nacechowane było dwuznaczością: z jednej strony kraj ten uchodzi za „przyjaciela” USA i robi z Zachodem wielkie interesy, z drugiej - zajmuje się „propagowaniem” islamu na całym świecie, co czasami przybiera również formę finansowania najbardziej fundamentalistycznych i antyzachodnich organizacji islamskich. Ostatnio król Abdullah zapoczątkował pewne reformy, które jednak nie podobają się konserwatywnym kręgom rodziny królewskiej i duchownym. Dlatego wykorzystali oni nadarzającą się okazję, by przypomnieć władcy, że trzeba wrócić do islamskiego rygoru i odrzucić „zachodnie” reformy.
Krajami, które w sposób szczególny, instrumentalnie potraktowały sprawę karykatur, były Iran i Syria. Syria od miesięcy pozostaje pod szczególną obserwacją wspólnoty międzynarodowej ze względu na mieszanie się w sprawy wewnętrzne Libanu, posądzenie o udział w zamachu na życie dawnego premiera tego kraju Rafica Haririego (ONZ prowadzi dochodzenie w tej sprawie), popieranie ugrupowań terrorystycznych, goszczenie uchodźców irackich, którzy z terytorium Syrii i z jej pomocą mieliby organizować działalność wywrotową, przepuszczanie przez granicę terrorystów muzułmańskich, którzy udają się do Iraku. W Syrii, która jest państwem policyjnym, nic nie może ujść uwagi wszechobecnej policji. Fakt, że w Damaszku doszło do zniszczenia ambasady, przy biernym zachowaniu stróżów porządku, świadczy najlepiej, że władzom zależało na takim właśnie obrocie sprawy.
Od kiedy do władzy w Iranie doszedł radykał islamski Mahmoud Ahmadinejad, kraj ten jest „pod obserwacją” społeczności międzynarodowej. Prezydent Ahmadinejad zasłynął ze swych przemówień, w których domagał się zniszczenia państwa Izrael (jego wysłannik do Unii Europejskiej Mamouchner Mottaki uspokajał, że chodzi jedynie o zniszcznie „reżymu syjonistycznego”, a nie państwa Izrael jako takiego), negował ludobójstwo Żydów i podkreślał prawo Iranu do realizacji programu nuklearnego (ponoć jedynie w celech pokojowych, tzn. do produkcji energii, co może dziwić, zważywszy, że kraj ten jest jednym z największych producentów ropy naftowej). Obecnie prowadzone są bardzo delikatne negocjacje, których niepowodzenie może doprowadzić do skierowania całej sprawy pod osąd Narodów Zjednoczonych. Iranowi grożą więc poważne sankcje gospodarcze. Wszystko to sprawia, że również temu państwu zależało na wyjściu z politycznej izolacji i odwróceniu uwagi światowej opinii publicznej od poczynań jego przywódców. Najlepszym sposobem na to było znalezienie „zewnętrznego zagrożenia”, które skonsolidowałoby więzi między krajami muzułmańskimi - z jednej strony - i odwróciłoby uwagę społeczeństwa irańskiego od trapiących je problemów - z drugiej. Na scenie międzynarodowej Iran chciał pokazać, że w walce ze Stanami Zjednoczonymi - jak i całym Zachodem - reprezentuje islam, dlatego też wszystkie kraje islamskie powinny go popierać.
Jak widać z powyższych przykładów, lokalny problem „karykatur Mahometa” stał się pretekstem do wielkiej i niebezpiecznej gry polityczno-ideologicznej, która objęła cały świat.

Kryzys libański

Liban uchodził za kraj-laboratorium, który przez lata ukazywany był jako przykład pokojowego współżycia wspólnoty chrześcijańskiej i muzułmańskiej. Bratobójcza wojna domowa, emigracja chrześcijan, osiedlenie się w Libanie uchodźców palestyńskich i zmiany demograficzne na niekorzyść chrześcijan sprawiły, że to harmonijne współżycie zostało zachwiane. Tym bardziej że Liban - po wkroczeniu wojsk syryjskich w 1976 r. - stał się w praktyce protektorem swego wielkiego sąsiada. Pod wpływem presji międzynarodowej Syria wycofała swe wojska z terytorium libańskiego, ale pozostawiła tam „swych” ludzi w tajnych służbach i w wywiadzie. To ich posądza się o organizowanie zamachów, takich jak ten na byłego premiera kraju Haririego i Gibrana Tueniego, czołowego dziennikarza chrześcijańskiego. To oni najprawdopodobniej - wykorzystując antyzachodnie nastroje panujące wśród ludności muzułmańskiej - byli współorganizatorami manifestacji i ataków na symbole Zachodu w Bejrucie. W Libanie atmosfera była napięta od tygodni: szejkowie wzywali wiernych, by „odpowiedzieli na kolejny atak krzyżowców”; przywódca szyickiej partii Hezbollah, której zbrojne oddziały okupują południowy Liban, grzmiał: „Jeżeli ktoś wykonałby fatwę (wyrok śmierci) imama Khomeiniego na apostacie Salmanie Rushdim, dziś ci nikczemnicy w Danii, Norwegii i Francji nie pozwalaliby sobie zbezczeszczać imienia Proroka. Jeżeli nie zareagujemy na to, co robią dzisiaj, tylko Bóg wie, co ci bezbożnicy uczynią nam jutro”. Wtórował mu wydalony z Wielkiej Brytanii i mieszkający w Libanie szejk Omar Bakri Muhammad: „Kto obraża Proroka, musi być zgładzony”.
Większość demonstrantów przywieziono spoza Damaszku, głównie z regionu Akkar i doliny Bekaa oraz z obozów uchodźców palestyńskich (niektórzy z nich przyznali się, że dostali 20 dolarów za uczestnictwo w rozruchach). Mówi się, że w zamieszkach wzięli udział także członkowie syryjskich służb specjalnych, przebrani w cywilne ubrania. Wydaje się więc, że syryjskiemu „Wielkiemu Bratu” i pewnym ugrupowaniom islamskim bardzo zależy na tym, by nie było pokoju w Libanie.

„Pożar” w kraju pułkownika Al-Kaddafiego

15 lutego Roberto Calderoli, minister w rządzie włoskiego premiera Berlusconiego i członek Ligi Północnej, w czasie wieczornego programu telewizyjnego pokazuje, że nosi podkoszulkę ze słynnymi już karykaturami Mahometa. W wywiadach udzielonych następnego dnia minister tłumaczy, że stawką tego wszystkiego, co się dzieje w świecie, jest los naszej zachodniej cywilizacji; że nie można w milczeniu znosić ciągłego szantażu świata islamskiego, który jedną miarą ocenia postępowanie muzułmanów, a inną czyny chrześcijan. Na zakończenie dodaje, że w wywiadzie udzielonym niedawno jednej z niemieckich gazet libijski przywódca Al-Kaddafi zapowiedział, iż w krótkim czasie islam będzie rządził w Europie. 17 lutego - prawdopodobnie w odpowiedzi na gest ministra - tłum demonstrantów przypuszcza szturm na budynek włoskiego konsulatu w libijskim mieście Bengazi. Policja, która broni dostępu do konsulatu, strzela do agresorów i zabija 11 osób. Protesty mają miejsce również po pogrzebie zabitych: niszczone są biura włoskich firm, a 20 lutego rozwścieczony tłum przypuszcza atak na kościół (nie wiadomo, czy otworzono tabernakulum i sprofanowano Hostie). Następnie podpalony zostaje kościół i klasztor franciszkanów, którzy cudem uchodzą z życiem.
Należy podkreślić fakt, że zamieszki miały miejsce w mieście, w którym istnieją bardzo silne wpływy egipskiej organizacji Braci Muzułmańskich, oraz że uczestniczyło w nich wielu emigrantów; byli wśród nich m.in. Palestyńczycy, Sudańczycy, Syryjczycy i Egipcjanie. To nie tajemnica, że celem fundamentalistów jest obalenie „laickich” rządów pułkownika Al-Kaddafiego, dlatego antyzachodnie demonstracje na pierwszy rzut oka wydawały się uderzać również w libijskiego władcę.
2 marca, dwa tygodnie po rozpoczęciu zamieszek w Bengazi, Muammar Kaddafi wygłosił przemówienie z okazji 29. rocznicy ustanowienia nowej konstytucji i zmiany nazwy państwa na Libijską Arabską Dżamahiriję Ludowo-Socjalistyczną, w którym podał swoją wersję wydarzeń. Pułkownik powiedział przede wszystkim, że ludzie nie demonstrowali ani przeciwko karykaturom, ani przeciwko Danii, ponieważ „nic nie wiedzą o Danii, lecz przeciwko państwu włoskiemu, które nienawidzą”. Tłum chciał zabić konsula i jego bliskich, lecz - dodał - jakie znaczenie mogłaby mieć śmierć jednej rodziny w porównaniu z setkami tysięcy Libijczyków zabitych i deportowanych w okresie kolonialnym? Następnie pułkownik przeszedł do otwartych gróźb godnych mafijnego szefa: „Włochy muszą zapłacić, aby ich przedsiębiorstwa, konsulaty i ambasada w Libii mogły działać bez przeszkód, a ich obywatele mogli pracować i odwiedzać nasz kraj w pokoju”. Jednym słowem, zażądał od Włoch odszkodowań za okupację, która miała miejsce przed II wojną światową. Jak z tego wynika, to sam libijski władca pozwolił, aby doszło do zamieszek, korzystając z pretekstu, jakim było zachowanie włoskiego ministra. W ten sposób chciał potwierdzić swoją rolę obrońcy interesów arabskich i muzułmańskich, a jednocześnie wykorzystał sytuację, by raz jeszcze zaszantażować dawne państwo kolonialne (w ostatnich latach domagał się od premiera Berlusconiego wybudowania nadmorskiej autostrady od granicy z Egiptem aż po granice z Tunezją, której koszt oszacowano na 3 miliardy euro).
Warto dodać jeszcze pewne znaczące fakty: przed swoim wystąpieniem Kaddafi wydał polecenie uwolnienia z więzienia 84 fundamentalistów z Bractwa Muzułmańskiego. Obserwatorzy libijskiej sceny politycznej widzą w tym posunięciu pułkownika pojednawczy gest w stosunku do swych dawnych wrogów, którzy zaczynają mieć coraz większe znaczenie w świecie islamskim, np. w Egipcie.
Jak widać, również w Libii sprawa karykatur była tylko pretekstem do „wielkiej gry” politycznej.

Kronikę wydarzeń zakończyłem na początku 2006 r., dlatego w momencie opublikowania na pewno nie będzie kompletna. Starałem się pogłębić niektóre aspekty „afery” z karykaturami Mahometa, która nabrała światowych rozmiarów, oraz przeprowadziłem kilka wywiadów poświęconych temu tematowi. Dalszy ciąg kroniki i wywiady będą publikowane w następnych numerach Niedzieli.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2006-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Różaniec - chrześcijańska odpowiedź na zmęczenie świata [Felieton]

2025-10-02 00:29

Adobe Stock

Wśród wielu bolączek współczesnego człowieka jest zmęczenie, przepracowanie, zestresowanie. Człowiek poszukuje ciszy, sensu życia. Jest szeroka oferta dająca człowiekowi to czego szuka. Niektóre z nich tylko pozornie niosą pomoc, a mogą przy okazji siać duże spustoszenie w duszy człowieka. W tym całym poszukiwaniu człowieka dziś niestety przodują kursy mindfulness, aplikacje do medytacji, weekendowe wyjazdy z jogą. Bierze się to, co popularne, a pomija się fakt, że chrześcijaństwo od wieków ma swoją medytację, która nie tylko uspokaja, ale przemienia życie.

Przykre jest to, że wielu katolików nie jest świadoma tego, jak ta modlitwa potrafi działać piękne rzeczy w życiu człowieka. Tymczasem zamiast używać go w praktyce, chowa się go w szufladzie, pomija, lekceważy - tym narzędziem do modlitwy jest różaniec, który nie jest starą dewocją do odklepania, ale żywą modlitwą, w której bije serce Ewangelii.
CZYTAJ DALEJ

Realizm duchowy św. Teresy od Dzieciątka Jezus

Niedziela Ogólnopolska 28/2005

[ TEMATY ]

święta

pl.wikipedia.org

Wielką zasługą św. Teresy jest powrót do ewangelicznego rozumienia miłości do Boga. Niewłaściwe rozumienie świętości popycha nas w stronę dwóch pokus. Pierwsza - sprowadza się do tego, iż kojarzymy świętość z nadzwyczajnymi przeżyciami. Druga - polega na tym, że pragniemy naśladować jakiegoś świętego, zapominając o tym, kim sami jesteśmy. Można do tego dołączyć jeszcze jedną pokusę - czekanie na szczególną okazję do kochania Boga. Ulegając tym pokusom, często usprawiedliwiamy swój brak dążenia do świętości szczególnie trudnymi okolicznościami, w których przyszło nam żyć, lub zbyt wielkimi - w naszym rozumieniu - normami, jakie należałoby spełnić, sądząc, iż świętość jest czymś innym aniżeli nauką wyrażoną w Ewangelii. Teresa nie znajdowała w sobie dość siły, aby iść drogą wielkich pokutników czy też drogą świętych pełniących wielkie czyny. Teresa odkrywa własną, w pełni ewangeliczną drogę do świętości. Jej pierwsze odkrycie dotyczy czasu: nie powinniśmy odsuwać naszego kochania Boga na jakąś nawet najbliższą przyszłość. Któraś z sióstr w klasztorze w Lisieux „oszczędzała” siły na męczeństwo, które notabene nigdy się nie spełniło. Dla Teresy moment kochania Boga jest tylko teraz. Ona nie zastanawia się nad przyszłością, gdyż może się czasami wydawać zbyt odległa lub zbyt trudna. Teraz jest jej ofiarowane i tylko w tym momencie ma możliwość kochania Boga. Przyszłość może nie nadejść. „Dobry Bóg chce, bym zdała się na Niego jak maleńkie dziecko, które martwi się o to, co z nim będzie jutro”. Czasami myśl o wielu podobnych zmaganiach w przyszłości nie pozwala nam teraz dać całego siebie. Zatem właśnie chwila obecna i tylko ta chwila się liczy. Łaska ofiarowania czegoś Bogu lub przezwyciężenia jakiejś pokusy jest mi dana teraz, na tę chwilę. W chwili wielkiego duchowego cierpienia Teresa pisze: „Cierpię tylko chwilę. Jedynie myśląc o przeszłości i o przyszłości, dochodzi się do zniechęcenia i rozpaczy”. Rozważanie, czy w przyszłości podołam podobnym wyzwaniom, jest brakiem zdania się na Boga, który mnie teraz wspomaga. „By kochać Cię, Panie, tę chwilę mam tylko, ten dzień dzisiejszy jedynie” - pisze Teresa. Jest to pierwsza cecha realizmu jej ducha - realizmu ewangelicznego, gdyż Chrystus mówi nieustannie o gotowości i czuwaniu. Ten, kto zaniedbuje teraźniejszość, nie czuwa, bo nie jest gotowy. Wkłada natomiast energię w marzenia, a nie w to, co teraz jest możliwe do spełnienia. Chrystus przychodzi z miłością teraz. To skoncentrowanie się na teraźniejszości pozwala Teresie dostrzec wszystkie możliwe okazje do kochania oraz wykorzystać je. Do tego jednak potrzebne jest spojrzenie nacechowane wiarą, iż ten moment jest darowany mi przez Boga, aby Go teraz, w tej sytuacji kochać. Nawet gdy sytuacja obecna jawi się w bardzo ciemnych barwach, Teresa nie traci nadziei. „Słowa Hioba: Nawet gdybyś mnie zabił, będę ufał Tobie, zachwycały mnie od dzieciństwa. Trzeba mi jednak było wiele czasu, aby dojść do takiego stopnia zawierzenia. Teraz do niego doszłam” - napisze dopiero pod koniec życia. Teresa poznaje, że wielkość czynu nie zależy od tego, co robimy, ale zależy od tego, ile w nim kochamy. „Nie mając wprawy w praktykowaniu wielkich cnót, przykładałam się w sposób szczególny do tych małych; lubiłam więc składać płaszcze pozostawione przez siostry i oddawać im przeróżne małe usługi, na jakie mnie było stać”. Jeśli spojrzeć na komentarz Chrystusa odnośnie do tych, którzy wrzucali pieniądze do skarbony w świątyni, to właśnie w tym kontekście możemy uchwycić zamysł Teresy. Nie jest ważne, ile wrzucimy do tej skarbony, bo uczynek na zewnątrz może wydawać się wielki, ale cała wartość uczynku zależy od tego, ile on nas kosztuje. Zatem należy przełamywać swoją wolę, gdyż to jest największą ofiarą. Przezwyciężając miłość własną, w całości oddajemy się Bogu. Były chwile, gdy Teresa chciała ofiarować Bogu jakieś fizyczne umartwienia. Taki rodzaj praktyk był w czasach Teresy dość powszechny. Jednak szybko się przekonała, że nie pozwala jej na to zdrowie. Było to dla niej bardzo ważne odkrycie, gdyż utwierdziło ją w przekonaniu, że nie trzeba wiele, aby się Bogu podobać. „Dane mi było również umiłowanie pokuty; nic jednak nie było mi dozwolone, by je zaspokoić. Jedyne umartwienia, na jakie się zgadzano, polegały na umartwianiu mojej miłości własnej, co zresztą było dla mnie bardziej pożyteczne niż umartwienia cielesne”. Teresa nie wymyślała sobie jakichś ofiar. Jej zadaniem było wykorzystanie tego, co życie jej przyniosło. Umiejętność docenienia chwili, odkrycia, że wszystko jest do ofiarowania - tego uczy nas Teresa. My sami albo narzekamy na trudny los i marnujemy okazję do ofiarowania czegoś trudnego Bogu, albo czynimy coś zewnętrznie dobrego, ale tylko z wygody, aby się komuś nie narazić lub dla uniknięcia wyrzutów sumienia. Intencja - to jest cały klucz Teresy do świętości. Jak wyznaje, w swoim życiu niczego Chrystusowi nie odmówiła, tzn. że widziała wszystkie okazje do czynienia dobra jako momenty wyznawania swojej miłości. Inną cechą, która przybliża ją do nas, jest naturalność jej modlitwy. Teresa od Dzieciątka Jezus, która jest córką duchową św. Teresy od Jezusa, jest jej przeciwieństwem odnośnie do szczególnych łask na modlitwie. Złożyła nawet z tych łask ofiarę, bo czuła, że w nich można szukać siebie. Jej życie modlitwy było często bardzo marne, gdyż zdarzało się jej zasypiać na modlitwie. Po przyjęciu Komunii św. zamiast rozmawiać z Bogiem, spała. Nie dlatego, że chciała, ale dlatego, że nie potrafiła inaczej. Ważny jest fakt, iż nie martwiła się za bardzo swoją nieumiejętnością modlenia się. Wierzyła, że i z takiej modlitwy Chrystus jest zadowolony, gdyż ona nie może Mu ofiarować nic więcej poza swoją słabością. Aby się przekonać, jak daleko lub jak blisko jesteśmy przyjmowania Ewangelii w całej jej głębi, zastanówmy się, jak podchodzimy do niechcianych prac, mniej wartościowych funkcji, momentów, gdy nie jesteśmy doceniani, a nawet oskarżani. Czy widzimy w tym okazję, aby to wszystko ofiarować Chrystusowi, czy też walczymy o to, aby postawić na swoim lub zwyczajnie zachować twarz? Jak postępujemy wobec osób, które są dla nas przykre? Czy je obgadujemy, czy też widzimy w tym okazję, aby im pomóc w drodze do Boga? Teresa powie, gdy nie może już przyjmować Komunii św. ze względu na zaawansowaną chorobę, że wszystko jest łaską. Czy każda trudna sytuacja, trudny człowiek jest dla mnie łaską?
CZYTAJ DALEJ

Co najmniej 36 osób zginęło, a 200 zostało rannych w wyniku zawalenia się rusztowania na kościół

2025-10-02 09:19

[ TEMATY ]

Etiopia

Vatican Media

Co najmniej 36 osób zginęło, a 200 zostało rannych w wyniku zawalenia się prowizorycznego rusztowania na kościół w Etiopii. Do tragedii doszło 1 października, w trakcie nabożeństwa, a informuje o niej francuski dziennik „La Croix”, powołując się na etiopskie media.

Do zawalenia się drewnianego rusztowania w kościele w miejscowości Arerti, ok. 70 km od stolicy Addis Abeby doszło w godzinach porannych, gdy liczna grupa wiernych znajdowała się w świątyni. Zginęło co najmniej 36 osób a 200 zostało rannych, jednak, jak podkreśla szef lokalnej policji Ahmed Gebeyehu, liczba ta może wzrosnąć. Zawalone rusztowanie, służące do prowadzenia prac wykończeniowych, skonstruowane było z grubych drewnianych pali.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję