Reklama

Jestem z powrotem - Michał

„Wiem, jak trudno pogodzić się z tym, że nasze dziecko jest uzależnione, i myśleć o tym, jak codziennie jego życie jest coraz większym koszmarem, i jak codziennie stacza się coraz niżej i niżej, aż do dna... Nie wstydźmy się tego, że nasze dziecko bierze. Pomagajmy sobie, mamy taki sam problem. (...) Nie czekaj, aż Twoja córka czy syn stanie się zaawansowanym narkomanem. Nie wolno nam ukrywać nałogu dziecka, nie wolno nam milczeć. (...) Pamiętajcie - czas nie leczy narkomana. Przeciwnie, działa na niekorzyść uzależnionego. Będzie coraz gorzej. (...)" (Z ulotki Towarzystwa „Powrót z U").

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Stara kamienica w centrum miasta

Ciemna, zatęchła klatka i zaskakująco jasne, przestronne mieszkanie. Na ścianach czarno-białe zdjęcia. Świat widziany oczami kogoś samotnego lub szukającego samotności.
- To foty Michała - mówi Anna. Poznałyśmy się kilka dni wcześniej. Wtedy przedstawiła się: - Jestem matką narkomana.
Oto Anna. Zadbana, ładna kobieta. O takich mawia się także - dzielna. Teraz jednak Annie trudno przyznać się do klęski. Pracuje z młodzieżą. Rozpoznaje problemy swoich uczniów na odległość. Jest psychologiem. Tylko w przypadku syna zawiodła ją intuicja. Obiecała mi swoją opowieść - chce ustrzec innych...
- Zadzwonili z policji. Powiedzieli, że jakiś zatrzymany przez nich łachmyta handlujący narkotykami podał nazwisko Michała jako rozprowadzającego hurtowe ilości „amfy". Świat mi się zawalił...
Anna jest wdową, od lat sama wychowuje syna. W ciężkich czasach wsparciem był jej mały mężczyzna. Zawsze poukładany, zapobiegliwy. Nad wiek rozumny. Prawda była jednak taka, że gdy wreszcie stanęła na nogi, zobaczyła coś, co ją zaniepokoiło. 16-letni Michał to nie był już jej dawny Michaś.
- Coś między nami pękło. Tak bez powodu. Zero kontaktu, brak porozumienia. Nie potrafiliśmy ze sobą rozmawiać. Wymiana zdań kończyła się sprzeczką lub awanturą. Stale podniesiony głos. Mijanie się w drzwiach. Kartki na lodówce: „Kup ziemniaki", „Zapłać rachunek za gaz". Tak żyć się nie da. Prosiła: - Porozmawiaj ze mną. Słyszała: - Daj mi spokój!
Dzisiaj przekonuje, żeby zaufać intuicji. Ludzi, którzy kochają, Bóg wyposaża w dodatkowy instynkt. Czuła pod skórą, że coś jest nie tak, że coś się z nim złego dzieje. Po kryjomu robiła Michałowi rewizje w pokoju, w ciuchach. Obwąchiwała, bez pukania wchodziła, gdy się kąpał, by sprawdzić, czy na rękach ma ślady po igłach.
Nic - ani strzykawek, ani podejrzanych tabletek. Chciała tylko, by jej syn przetrwał czas dorastania bez szwanku. Tak niewiele. Nie miała pojęcia, co zrobić z tym niejasnym matczynym przeczuciem. Trochę się wstydziła mówić ludziom o swoich podejrzeniach. Gdy pytała Michała, śmiał się tylko. I wtedy zadzwonił „ten" telefon.
- Każde uzależnienie zaczyna się od tego pierwszego, niewinnego razu. Rzecz w tym, że nigdy nie ma gwarancji, czy branie pozostanie tylko jednorazowym eksperymentem, czy stanie się początkiem koszmaru - takiego zdania jest specjalista Karolina Hajek, terapeuta uzależnień.

Reklama

Inny wymiar rzeczywistości

Policja przysłała jej kuratora. Co oznacza, że, według wymiaru sprawiedliwości, już nie radzi sobie z wychowaniem syna. Sympatyczny brodacz okazał się człowiekiem z ogromnym doświadczeniem i sercem na właściwym miejscu. Rozmawiamy, że istnieje przekonanie, iż marihuana to nic takiego. Miękki narkotyk. W internecie można czytać o tym na wielu forach. Brodacz denerwuje się natychmiast:
- Połowa klientów Monaru zaczynała od marihuany - mówi tubalnym głosem. - Trzeba ci wiedzieć, że dzieci szybciej uzależniają się niż dorośli. I najczęściej zaczynają od tego, co lubią rodzice. Papierochy, alkohol. Potem kumple z podwórka namówią na wąchanie kleju, a stąd krok do „maryśki". - Jeden joint - przekonują koledzy. A szczeniak wierzy bardziej im niż mamie, tacie, pani od polskiego i księdzu katechecie razem wziętym.
Specjaliści mówią o czterech fazach uzależnienia. Rodzice powinni znać je jak pacierz, bez względu na to, jak dobre zdanie mają o własnej latorośli. Tak na wszelki wypadek. W pierwszej fazie bierze się narkotyki, marihuanę, okazjonalnie. Jacyś koledzy popalający na boisku, imieniny koleżanki z klasy, wycieczka szkolna Szlakiem Orlich Gniazd. Zgroza... I poczucie bezkarności. Bo nikt niczego nie zauważył. Gdy w szkole wybuchł skandal z billingiem dilerskiej komórki, rodzice poczęli wymieniać obserwacje. Nauczyciele bezradnie załamywali ręce. Pierwsza faza jest niemal nie do wykrycia.
- Czy mówi ci coś zasada ograniczonego zaufania? Mój kurator powiedział, że dobrym posunięciem będzie wizyta u specjalisty. Tam usłyszałam okropne rzeczy: nie ufaj swojemu dziecku, bądź zdecydowana, żadnego ciepełka i pocieszania. Wykrzycz, jak bardzo cię skrzywdził, jak zawiódł, powiedz, co czujesz. Raz a dobrze. Ale nie sącz gniewu, nie dziel na porcje złości. Krótki cios między oczy wystarczy - Anna finguje go, jakby ciągle ćwiczyła w sobie tę chropowatość.
W drugiej fazie narkotyki wkraczają już w codzienność. Dzieciak musi dzień w dzień mieć pieniądze na „kreskę", na jointa. Branie sprawia mu frajdę. To źle. Jesteśmy w przedsionku piekła. - Haszyszem i olejem haszyszowym wzmacniają efekty działania marihuany. Bawiąc się, potęgują euforię „pigułami" (np. extasy), natomiast stresy łagodzą barbituranami. Dla zwalczenia kaca, odzyskania zdolności do działania czy też nadrobienia zaległości w szkole biorą amfetaminę - mówi terapeuta Karolina Hajek. - W fazie drugiej zachowanie zmienia się w sposób zauważalny. Pojawiają się skutki uboczne przyjmowania środków psychoaktywnych, takie jak kace i bóle głowy. Zmienia się dotychczasowy krąg znajomych. Charakterystyczne dla tej fazy jest paranoiczne nastawienie do otoczenia. Dziecka całymi godzinami nie ma w domu lub siedzi zamknięte w swoim pokoju, odgrodzone dodatkowo barierą głośnej muzyki. Próby ingerencji ze strony rodziców wywołują często wybuchy słownej agresji.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Nauczyć się patrzeć

Tak właśnie było z Michałem. Jednak przemiana osobowości nie była raptowna... Koszmar narastał... Jakby zło zbierało siły. Anna wyrzucała sobie, że to efekt tego, iż syn wychowuje się bez ojca. Dopiero na zajęciach w Towarzystwie Rodzin i Przyjaciół Dzieci Uzależnionych „Powrót z U" spotkała pełne rodziny, które popełniły dokładnie te same błędy. Nie ma reguł. Nie ma łatwych rozwiązań.
Portret Michała wisi na środku ściany, na słonecznej plamie. Na tej ładnej, jasnej twarzy kładzie się jakiś cień smutku, jakaś gorycz w oczach. Zbyt dorosły na swoje naście lat. Gdy zrobił sobie to zdjęcie, już przyznał się matce, że palił „niewinną" marihuanę raz, dwa razy w tygodniu. Spoko, pełna kontrola, sprawdzony towar. Było „zafajnie", więc spróbował „amfy". Mówił, że raptem kilka razy. Anna już nie wierzyła. Była świadkiem ostrego przesłuchania syna przez policję. Mówiono o domu poprawczym i o tym, co się tam dzieje, gdy nikt nie patrzy. Michał tężał z każdą chwilą. Na korytarzu jeden z policjantów powiedział do niej:
- Niech pani Bogu dziękuje, że wpadł teraz, na początku „kariery". To nieopierzony pisklak. Jak będzie pani mądra, wyciągniemy go z tego bagna.
Dzisiejsza marihuana, w porównaniu z paloną w latach 60., jest o wiele silniej działającym narkotykiem, ponieważ ma znacznie podwyższony procent aktywnego komponentu THC. Producentom chodzi o to, by na niej nie poprzestać. A ta „niewinna", „niepowodująca nałogu" marihuana uszkadza płuca, bo trzyma się w nich długo dym, uszkadza system odpornościowy organizmu, hamuje rozwój seksualny - wyliczają terapeuci.
Jak poznać, że ktoś pali? Nie ma dokładnego opisu, ale może tak: Krótkotrwałe efekty używania marihuany to obniżona temperatura ciała, zwiększony apetyt, senność, przyspieszona akcja serca. Stereotypem młodego „palacza" jest chłopiec wąski w ramionach, o mizernej muskulaturze, zapadłej klatce piersiowej, zaczerwienionych oczach i bladym obliczu. Może też dojść do feminizacji głosu - tak piszą specjaliści z ośrodków leczących uzależnienia. Michał jest rosły, wysportowany.
- Jeśli dziecko robi się apatyczne, przestaje mu się cokolwiek chcieć, niech wam się w głowach zapalą wszystkie ostrzegawcze lampki - tłumaczy Anna. - Jeśli jeszcze na dodatek nie może się skupić na nauce, zbiera gorsze stopnie, a wy nie umiecie z nim dojść do porozumienia, jest niemal pewne, że dziecko posmakowało w narkotykach miękkich.

Rozmowa czyni cuda

Wszyscy terapeuci, specjaliści od trudnej młodzieży powtarzają do znudzenia: rozmawiajcie ze swoimi dziećmi. - Bardzo istotnym elementem walki z zażywaniem narkotyku jest izolacja dziecka od środowiska, które bierze. Nie każdego stać jednak na zmianę miejsca zamieszkania, na nową szkołę czy prywatnego ochroniarza dla dzieciaka - klaruje kurator. - Znałem rodziny, które podejmowały takie ryzyko, i nie zawsze skutkowało. Bo zmienić trzeba im myślenie - puka się w czoło - nie adres zamieszkania.
W fazie trzeciej życie podporządkowane jest zdobywaniu narkotyków. Dla nich zaczyna się kraść, żebrać, prostytuować się, wynosić z domu cenne rzeczy, zabiera się rodzinną kartę do bankomatu i wybiera, ile się da. Anna dopiero od policji dowiedziała się, że metodą na stały dostęp do narkotyków jest też handel nimi.
Faza czwarta jest najczęściej drogą bez powrotu. Sporadyczne są przypadki, że komuś udaje się wrócić do zdrowia.
Michałowi się udaje. Każdy dzień jest zwycięstwem. Od kilku miesięcy chodzi na terapię. Anna także, bo chce lepiej rozumieć swojego skomplikowanego syna. Oboje odkryli, że mogą znaleźć do siebie drogę powrotną. Rozmawiają godzinami. Michał robi zdjęcia...

Dziękuję za pomoc Twórcom i Autorom internetowego portalu psychologicznego: www.psychotekst.com

Telefony i adresy

Tam znajdziesz pomoc

0 801 199 990 - Ogólnopolski Telefon Zaufania
Narkotyki - Narkomania: informacja o sieci profesjonalnej pomocy, miniedukacja, wsparcie psychologiczne - codziennie od godz. 16.00 do 21.00
Całe połączenie płatne tylko 0,35 zł

0 800 120 289 - Infolinia Stowarzyszenia KARAN
Pomoc w problemach związanych z narkotykami. Połączenie bezpłatne, od poniedziałku do piątku od godz. 10.00 do 17.00

0 801 109 696 - Infolinia Pogotowia Makowego
Towarzystwo „Powrót z U”; czynne codziennie od poniedziałku do piątku od godz. 10.00 do 20.00, w soboty 10.00-19.00

0 800 120 148 - Anonimowa policyjna linia specjalna
Połączenie bezpłatne, czynne całą dobę

Pomoc internetowa - bezpłatny czat ze specjalistami dla rodziców we wtorki od godz. 21.00 do 23.00 na www.psychotekst.com. Artykuły psychoedu kacyjne, sposoby zapobiegania uzależnieniu dziecka. Program: „Twoje dziecko a narkotyki”, finansowany przez Urząd Miasta Wrocławia.

(0 32) 253 05 00 - Katolicki Telefon Zaufania

2006-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Św. Florian - patron strażaków

Św. Florianie, miej ten dom w obronie, niechaj płomieniem od ognia nie chłonie! - modlili się niegdyś mieszkańcy Krakowa, których św. Florian jest patronem. W 1700. rocznicę Jego męczeńskiej śmierci, właśnie z Krakowa katedra diecezji warszawsko-praskiej otrzyma relikwie swojego Patrona. Kim był ten Święty, którego za patrona obrali także strażacy, a od którego imienia zapożyczyło swą nazwę ponad 40 miejscowości w Polsce?

Zachowane do dziś źródła zgodnie podają, że był on chrześcijaninem żyjącym podczas prześladowań w czasach cesarza Dioklecjana. Ten wysoki urzędnik rzymski, a według większości źródeł oficer wojsk cesarskich, był dowódcą w naddunajskiej prowincji Norikum. Kiedy rozpoczęło się prześladowanie chrześcijan, udał się do swoich braci w wierze, aby ich pokrzepić i wspomóc. Kiedy dowiedział się o tym Akwilinus, wierny urzędnik Dioklecjana, nakazał aresztowanie Floriana. Nakazano mu wtedy, aby zapalił kadzidło przed bóstwem pogańskim. Kiedy odmówił, groźbami i obietnicami próbowano zmienić jego decyzję. Florian nie zaparł się wiary. Wówczas ubiczowano go, szarpano jego ciało żelaznymi hakami, a następnie umieszczono mu kamień u szyi i zatopiono w rzece Enns. Za jego przykładem śmierć miało ponieść 40 innych chrześcijan.
Ciało męczennika Floriana odnalazła pobożna Waleria i ze czcią pochowała. Według tradycji miał się on jej ukazać we śnie i wskazać gdzie, strzeżone przez orła, spoczywały jego zwłoki. Z czasem w miejscu pochówku powstała kaplica, potem kościół i klasztor najpierw benedyktynów, a potem kanoników laterańskich. Sama zaś miejscowość - położona na terenie dzisiejszej górnej Austrii - otrzymała nazwę St. Florian i stała się jednym z ważniejszych ośrodków życia religijnego. Z czasem relikwie zabrano do Rzymu, by za jego pośrednictwem wyjednać Wiecznemu Miastu pokój w czasach ciągłych napadów Greków.
Do Polski relikwie św. Floriana sprowadził w 1184 książę Kazimierz Sprawiedliwy, syn Bolesława Krzywoustego. Najwybitniejszy polski historyk ks. Jan Długosz, zanotował: „Papież Lucjusz III chcąc się przychylić do ciągłych próśb monarchy polskiego Kazimierza, postanawia dać rzeczonemu księciu i katedrze krakowskiej ciało niezwykłego męczennika św. Floriana. Na większą cześć zarówno świętego, jak i Polaków, posłał kości świętego ciała księciu polskiemu Kazimierzowi i katedrze krakowskiej przez biskupa Modeny Idziego. Ten, przybywszy ze świętymi szczątkami do Krakowa dwudziestego siódmego października, został przyjęty z wielkimi honorami, wśród oznak powszechnej radości i wesela przez księcia Kazimierza, biskupa krakowskiego Gedko, wszystkie bez wyjątku stany i klasztory, które wyszły naprzeciw niego siedem mil. Wszyscy cieszyli się, że Polakom, za zmiłowaniem Bożym, przybył nowy orędownik i opiekun i że katedra krakowska nabrała nowego blasku przez złożenie w niej ciała sławnego męczennika. Tam też złożono wniesione w tłumnej procesji ludu rzeczone ciało, a przez ten zaszczytny depozyt rozeszła się daleko i szeroko jego chwała. Na cześć św. Męczennika biskup krakowski Gedko zbudował poza murami Krakowa, z wielkim nakładem kosztów, kościół kunsztownej roboty, który dzięki łaskawości Bożej przetrwał dotąd. Biskupa zaś Modeny Idziego, obdarowanego hojnie przez księcia Kazimierza i biskupa krakowskiego Gedko, odprawiono do Rzymu. Od tego czasu zaczęli Polacy, zarówno rycerze, jak i mieszczanie i wieśniacy, na cześć i pamiątkę św. Floriana nadawać na chrzcie to imię”.
W delegacji odbierającej relikwie znajdował się bł. Wincenty Kadłubek, późniejszy biskup krakowski, a następnie mnich cysterski.
Relikwie trafiły do katedry na Wawelu; cześć z nich zachowano dla wspomnianego kościoła „poza murami Krakowa”, czyli dla wzniesionej w 1185 r. świątyni na Kleparzu, obecnej bazyliki mniejszej, w której w l. 1949-1951 jako wikariusz służył posługą kapłańską obecny Ojciec Święty.
W 1436 r. św. Florian został ogłoszony przez kard. Zbigniewa Oleśnickiego współpatronem Królestwa Polskiego (obok świętych Wojciecha, Stanisława i Wacława) oraz patronem katedry i diecezji krakowskiej (wraz ze św. Stanisławem). W XVI w. wprowadzono w Krakowie 4 maja, w dniu wspomnienia św. Floriana, doroczną procesję z kolegiaty na Kleparzu do katedry wawelskiej. Natomiast w poniedziałki każdego tygodnia, na Wawelu wystawiano relikwie Świętego. Jego kult wzmógł się po 1528 r., kiedy to wielki pożar strawił Kleparz. Ocalał wtedy jedynie kościół św. Floriana. To właśnie odtąd zaczęto czcić św. Floriana jako patrona od pożogi ognia i opiekuna strażaków. Z biegiem lat zaczęli go czcić nie tylko strażacy, ale wszyscy mający kontakt z ogniem: hutnicy, metalowcy, kominiarze, piekarze. Za swojego patrona obrali go nie tylko mieszkańcy Krakowa, ale także Chorzowa (od 1993 r.).
Ojciec Święty z okazji 800-lecia bliskiej mu parafii na Kleparzu pisał: „Święty Florian stał się dla nas wymownym znakiem (...) szczególnej więzi Kościoła i narodu polskiego z Namiestnikiem Chrystusa i stolicą chrześcijaństwa. (...) Ten, który poniósł męczeństwo, gdy spieszył ze swoim świadectwem wiary, pomocą i pociechą prześladowanym chrześcijanom w Lauriacum, stał się zwycięzcą i obrońcą w wielorakich niebezpieczeństwach, jakie zagrażają materialnemu i duchowemu dobru człowieka. Trzeba także podkreślić, że święty Florian jest od wieków czczony w Polsce i poza nią jako patron strażaków, a więc tych, którzy wierni przykazaniu miłości i chrześcijańskiej tradycji, niosą pomoc bliźniemu w obliczu zagrożenia klęskami żywiołowymi”.

CZYTAJ DALEJ

#NiezbędnikMaryjny: Litania Loretańska - wezwania

[ TEMATY ]

litania loretańska

Adobe Stock

Litania Loretańska to jeden z symboli miesiąca Maja. Jest ona także nazywana „modlitwą szturmową”. Klamrą kończąca litanię są wezwania rozpoczynające się od słowa ,,Królowo”. Czy to nie powinno nam przypominać kim dla nas jest Matka Boża, jaką ważną rolę odgrywa w naszym życiu?

KRÓLOWO ANIOŁÓW

CZYTAJ DALEJ

Pielgrzymi z diecezji bielsko-żywieckiej dotarli do Łagiewnik

2024-05-04 16:28

Małgorzata Pabis

    Do Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Krakowie Łagiewnikach w piątek 3 maja dotarła 12. Piesza Pielgrzymka diecezji bielsko-żywieckiej.

    Na szlaku, liczącym około stu kilometrów, 1200 pątnikom towarzyszyło hasło „Tulmy się do Matki Miłosierdzia”. Po przyjściu do Łagiewnik pielgrzymi modlili się w bazylice Bożego Miłosierdzia w czasie Godziny Miłosierdzia i uczestniczyli we Mszy świętej, której przewodniczył i homilię wygłosił bp Piotr Greger.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję