Byłam z Wami, aktorzy, i Wy też, grajkowie,
Wśród ciszy i pod lasem wywoływać duchy,
Dziś Was ściskam, pozdrawiam i cóż więcej powiem,
By choć trochę na życie Wam dodać otuchy.
Wszakże została po nas ta siła fatalna
I zawołanie krótkie: „Bóg z nami, aktory”,
I cień prawdy muśniętej światłem teatralnym,
Że w teatrze ten chory, kto sam chce być chory.
I w teatrze, i w świecie... (czy to nie to samo)
„Totus mundus...” - powiada łacińskie przysłowie,
Chodzi o to, że daleko szukamy, co blisko nam dano,
A Boga odkrywamy nawzajem i w sobie.
Bo teatr jest jak droga, jak przed życiem próba,
Tak że niby „na niby” uczymy się kochać,
Jeśli jeszcze wyraźnie i głośno się uda
TĘ MIŁOŚĆ WYPOWIEDZIEĆ... - to nawet rym
nie będzie wtedy potrzebny!
Jeden z bardziej znanych myślicieli XX wieku powiedział: „... w czasach Jezusa łowiono ludzi na wędkę, po wynalezieniu druku - w sieci..., a dzisiaj...? Dzisiaj zmienia się ludziom wodę...”. Diagnoza okrutna i, co tu ukrywać, pesymistyczna „do bólu”. Ale też trzeba przyznać uczciwie, że wszystko ma swoją cenę. Postęp również. Jakże więc odnaleźć się w tej brudnej wodzie „cywilizacji śmierci” i „neopogaństwa na ruinach totalitaryzmu”?
Pozwolę sobie podzielić się cichym i jakże peryferyjnym doświadczeniem z sielskich wakacji w podgórskiej wsi przytulonej do Gorców. Nie wydarzyło się tam nic szczególnego poza kilkutygodniowymi spotkaniami niewielkiej grupy entuzjastów... trzynastozgłoskowca pozbieranych z całej Polski. W dużym drewnianym domu, zawieszonym między niebem a ziemią, na skraju ciszy, jacyś dziwni ludzie (od dzieci, poprzez wiek „burzy i naporu”, aż po „wiek męski - wiek klęski”) oddawali się porannej gimnastyce artykulacyjno-dykcyjnej (ziewanie - to świetne ćwiczenie, jak się później okazało). Słowem: od poranka, poprzez poobiednie ćwiczenia parateatralne, aż po wieczorne wyprawy po piękno języka polskiego (odkrywanego poprzez 13-zgłoskowiec... na przykład) trwały te magiczne zabiegi „oczyszczania cywilizowanych głów do poziomu wody, która w górach wciąż nie daje się naporowi postępu i manipulacji «wiedzących lepiej»”.
Kto chce, niech się dziwi, ale efekt przerósł nawet okoliczne szczyty. Oto okazało się, że można improwizować zgrabnym 13-zgłoskowcem albo i fredrowską „ósemką” (wiersz o żmii popełniony przez 14-latka, który miał bliższe spotkanie z tą opalającą się „jadowitością”). Jakby nie dość tego, wszelkie braki - a było ich sporo (brak sygnału w telefonie komórkowym, brak komputera, telewizora, radia, prasy, brak supermarketu, a nawet najmniejszego „eurosklepiku” w okolicy), słowem - te wszystkie braki złożyły się na wielki kapitał na koncie spokoju, wrażliwości, sympatii do ludzi i zwierząt... i czasu na wszystko, co niezwiązane z „zarabianiem na życie”. Kredyt zaciągnięty u Matki Natury stanowił, rzecz jasna, lwią część lokaty najwyżej oprocentowanej (% = odnajdywanie pogubionych śladów bycia człowiekiem na tej pięknej planecie), ale nie można pominąć odwagi robienia rzeczy głupich i jakże nieeuropejskich: wspólnych posiłków, samotnych wypraw w nieznane po mistyczne przeżycie przyrody, rozmów przy wspólnym stole, np. o dwóch drzewach - młodym i starym, splecionych w uścisku życia i śmierci, i wreszcie wspólnych gier w jakieś zapomniane gry towarzyskie z czasów Franciszka Józefa.
Niech się dziwi kto chce, ale smutek oczu tych, którzy musieli wyjeżdżać z tej dziwnej krainy 13-zgłoskowca, jest nie do opisania żadnym trochejem ani nawet anapestem... My, którzy mogliśmy pozostać (tylko dlatego, że dane nam było prowadzić warsztaty artystyczno-filozoficzne „po śladach mistrzów”), żałowaliśmy szczerze... tych, którym przypadał w udziale exodus... Sprawiali wrażenie, jakby strącenie do cywilizacji było tym najgorszym, co ich jeszcze w życiu czeka. Pojawiła się nawet taka myśl, że „człowiekowi nie może być tak dobrze, bo nie wie potem, co z sobą począć”...
*
Uprzejmie informuję, że wszystko, co powyżej napisano... stylem tyleż niekonkretnym, co bezradnym - wydarzyło się naprawdę i dotyczy warsztatów językowo-teatralnych zorganizowanych przez Theatrum Mundi w Gorcach AD 2006. Niepowaga powyższego tekstu pochodzi zapewne stąd, że ludzie choć trochę uszczęśliwieni nie zachowują się mądrze, a nawet wręcz przeciwnie... Dla porządku jednak i z autorskiego obowiązku powiem, już całkiem serio, że tydzień normalności i wyprawy po piękno bycia człowiekiem poprzez język (tak tragicznie zdegradowany) był niezwykłą przygodą dla wszystkich: prowadzących i podopiecznych. A byli pośród nas: Siostra Niepokalanka i Franciszkanin, kilku księży diecezjalnych, studenci i nauczyciele języka polskiego, gimnazjaliści i dzieci (dwoje ujrzy światło świata za 6 miesięcy). Byli też przedsiębiorcy i dyrektorzy banków, i prawnicy... Słowem - kogo tam nie było...
Nie było chyba tylko „ducha czasów”, który - o ile jeszcze w ogóle jest - to bardzo cierpi z powodu „brudnej wody i zatrutego powietrza kultury”, nudnych lekcji polskiego, internetowych znajomości bez twarzy i braku radości bycia razem...
Czyli - do widzenia wszystkim, którzy zechcieli dołączyć do Stowarzyszenia Miłośników Trzynastozgłoskowca! Franciszkański, „skrzydlaty” ton tego, co powyżej napisano - niech mi będzie odpuszczony.
Jeśli kogoś z czytających te słowa zainteresuje poszukiwanie polszczyzny poprzez warsztaty językowo-teatralne - zapraszamy do Niepokalanowa, do Studium Sztuki Żywego Słowa (tel. kontaktowy: 0-602-127-205 - o. Ignacy).
Pomóż w rozwoju naszego portalu