Reklama

Kościół

Po prostu Mundek. Rodzinne DNA

Imię Edmund brzmiało bardzo poważnie, stąd może rodzice nazywali syna zdrobniale: Mundek. W ten sposób będzie określany przez bliskich, a potem przyjaciół, praktycznie przez całe życie.

[ TEMATY ]

Edmund Wojtyła

pl.wikipedia.org

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Jak wyglądał jako niemowlak? Do kogo był podobny? Najwcześniejsza ocalała fotografia przedstawia go dopiero jako rocznego, może półtorarocznego chłopczyka. Została wykonana zapewne w 1908 roku.

Ubrany jest w elegancką sukieneczkę z marynarskim kołnierzem i falbanką, w białe rajstopy i buciki. Ma pogodny wyraz twarzy, ale wyraźnie pozuje do zdjęcia. Siedzi na kolanach ojca, ubranego w mundur wojskowy z trzema srebrnymi gwiazdkami po obu stronach kołnierza. Obok, na krześle w stylu secesji, siedzi matka dziecka, elegancka kobieta, uczesana w kok, w sukni z kamizelą obszytą plisami z futra. Ma na sobie biżuterię: obrączkę, pierścionek, bransoletkę, kolczyki. Do takiego zdjęcia z pewnością należało się przygotować, tym bardziej, że zostało wykonane w zakładzie Barucha Hennera – znanego fotografa krakowskiego, mającego swój zakład przy ulicy Szewskiej 27.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Synem więcej zajmowała się matka, ojciec pracował zawodowo, by zarobić na utrzymanie. Jaka była atmosfera religijna w ich domu w Krowodrzy? Odpowiedzi szukam u Wojtyłów w Czańcu, gdzie była kolebka tej rodziny. Stamtąd wywodził się dziadek Karola Wojtyły seniora, pradziadek Edmunda, który wywędrował w poszukiwaniu pracy do Lipnika, potem do Białej Krakowskiej. Rodziny utrzymywały jednak żywy kontakt i spotykały się właśnie w Czańcu. Dlatego autentycznie brzmi przekaz rodzinny, że oboje rodzice bardzo troszczyli się, aby wpoić synowi wiarę i to wszystko, co z niej wynika.

Jan Wojtyła z Czańca wspomina:

– Zarówno Emilia, jak i Karol pochodzili z rodzin religijnych, o silnie zakorzenionej wierze, i w takim duchu wychowywali Edmunda. Zdawali sobie sprawę, że nie ma nic cenniejszego, niż dać dziecku Boga.


Podziel się cytatem

Reklama

To rodzice uczyli dziecko znaku krzyża, składali jego ręce do pierwszej modlitwy. Oboje też codziennie wieczorem na klęczkach odmawiali z nim pacierz. Trudno już tylko ustalić, czy byli bardziej związani z usytuowanym w centrum Krakowa kościołem garnizonowym św. św. Piotra i Pawła czy z pobliskim parafialnym.

Reklama

Tak czy inaczej, Mundek od niemowlaka uczestniczył we mszy świętej w każdą niedzielę. Najpierw w wózku, stopniowo zaś coraz bardziej aktywnie i świadomie.

– Była to rodzina rozmodlona, mająca wewnętrzną głębię – podkreśla Maciej Wojtyła z Czańca.

Codzienność upływała im w ściśle wyznaczonym rytmie roku kościelnego, a wiara w Boga stanowiła nieodłączną i ważną część życia. Śmiało można powiedzieć, że Mundek miał ją niejako wpisaną w DNA. Z takim posagiem wyruszy w świat, gdy dorośnie.

Tradycję rodzinną stanowiły również wspólne pielgrzymki do sanktuarium maryjnego w Kalwarii Zebrzydowskiej. Mundek już jako małe dziecko spacerował po słynnych kalwaryjskich dróżkach i poznawał stacje Drogi krzyżowej. Zadbał o to jego ojciec, który wyniósł ten zwyczaj ze swego dzieciństwa, z domu w Czańcu.

Maciej Wojtyła wspomina:

– Nasza mama opowiadała, że kiedy Emilia z Karolem przyjeżdżali do Czańca w odwiedziny, Mundek wielokrotnie słyszał opowieści o rodzinnych pielgrzymkach do Kalwarii Zebrzydowskiej. Prowadził je stryj, Franciszek Wojtyła, który też był znakomitym śpiewakiem.

Reklama

Takie kultywowanie tradycji czyniło bogatszym wnętrze dorastającego chłopca.

Krewni są też przekonani, że syn Wojtyłów wychowywał się w rodzinie na swój sposób elitarnej.

– Matka – pani z miasta, wolała pokazywać mu zabytki Krakowa niż nasze wiejskie klimaty, stąd gdy Edmund kiedyś do nas przyjechał, miał wielką frajdę, gdy zobaczył na żywo krowę – śmieje się Jan Wojtyła. – Niewątpliwie zawód ojca dodawał prestiżu. Cała wieś podziwiała, gdy Wojtyła szedł do nas z dworca kolejowego w mundurze, trzymając dumnie syna za rękę4.

Faktycznie, gdy ojciec był w pracy, matka miała czas, by pokazywać synowi Kraków. Lubiła swe rodzinne miasto. Miała tam także braci i siostry, którzy założyli już swoje rodziny, było więc kogo odwiedzić.

Nadto mąż jednej z jej sióstr, czyli wujek Edmunda, był właścicielem znanej krakowskiej restauracji, która obok Hawełki i Wentzla stanowiła miejsce spotkań towarzyskich. W takiej atmosferze dorastał Mundek, który już w dzieciństwie spacerował z matką po królewskim grodzie, przechadzał się po Rynku albo wzdłuż Wisły, podziwiał Wawel. To go kształtowało, czyniło jego umysł wrażliwym na małą ojczyznę, do czego wielką wagę przykładał także jego ojciec, podoficer Karol Wojtyła.

Matka pokazywała synowi w Krakowie także majestatyczne świątynie. Wśród nich tę jedną, ukochaną, czyli parafialny kościół jej dzieciństwa pod wezwaniem św. Mikołaja. To ten święty był ważny w rodzinie Wojtyłów, także, jak się później okazało, w życiu Edmunda.

W Wadowicach po raz pierwszy

We wrześniu 1912 roku Mundek miał już skończone sześć lat i został uczniem pierwszej klasy szkoły powszechnej, zapewne w swej rodzinnej Krowodrzy.

Reklama

Jednak już po kilku miesiącach było wiadomo, że pozostanie w niej tylko rok. To w związku ze zmianą pracy ojca. Tak to już bowiem jest, że losy rodzin wojskowych zależą od miejsca, w którym ojciec w danym momencie pełni służbę.

Gdy Karol Wojtyła w 1900 roku skończył dwadzieścia jeden lat i osiągnął wiek poborowy, został powołany do armii austriackiej, nazwanej oficjalnie cesarsko-królewską. Stawił się na komisję w Wadowicach, gdzie, jak można było się spodziewać, został przydzielony do 56. Pułku Piechoty cesarsko-królewskiej armii austro-węgierskiej, zwanego Wadowickim, rekrutującego żołnierzy z  powiatów: Wadowice, Żywiec, Oświęcim. Na tych terenach mieszkała ludność przeważnie polska, dlatego zdecydowaną większość składu osobowego pułku wadowickiego stanowili Polacy. Główny sztab pułku i zasadnicza jego część stacjonowały w Krakowie i stanowiły element obrony tamtejszej twierdzy, natomiast w Wadowicach, przy ulicy Lwowskiej 40, pozostawał batalion zapasowy i batalion uzupełnień.

Gdy Karol Wojtyła zakończył obowiązkową trzyletnią służbę wojskową, pozostał w wojsku, ale nie w służbie czynnej, lecz kancelaryjnej. Przyjęto go do tej pracy chętnie, gdyż bardzo dobrze posługiwał się językiem niemieckim, zarówno w mowie, jak i piśmie. Nadto zyskał opinię, „jako sumienny i  pracowity, z  silnie rozwiniętym poczuciem obowiązku, a przy tym dobrze ułożony i dbały o  honor. Pracował więc w adiutanturze swego pułku w Krakowie.

Po dwunastu latach od rozpoczęcia służby wojskowej zwrócił się do dowództwa z prośbą o przejście – w ramach swojej jednostki – do służby cywilnej. Musiał więc wrócić do Wadowic, gdzie znajdowała się komisja rekrutacyjna jego pułku, czyli wojskowa komenda uzupełnień. Decyzję otrzymał już w lutym 1913 roku. Do koszar wadowickich miał jednak przenieść się natychmiast z racji na obowiązkowe trzymiesięczne praktyki „na wojskowego urzędnika ewidencyjnego”. Edmund pozostał więc w Krowodrzy-Krakowie tylko z matką. Rodzice postanowili, że nie będzie zmieniał szkoły w połowie roku. Dopiero gdy ukończy pierwszą klasę, cała rodzina znowu będzie razem.

Reklama

Materiał prasowy

***

W Wadowicach Wojtyłowie wynajęli kawalerkę w jednopiętrowej kamienicy, położonej niemal naprzeciw koszar, przy ulicy Lwowskiej 257 (obecnie 1 Maja).

Sam dom, do którego przybył siedmioletni Mundek ze swoimi rodzicami, przetrwał do dziś.

– Nie zachowały się natomiast informacje, który to był dokładnie lokal i na którym piętrze, na pewno jednak w tym gmachu, gdyż tam znajdowały się służbowe mieszkania dla wojskowych z pobliskich koszar – tłumaczy Michał Siwiec-Cielebon.

Tutaj mały Mundek miał się teraz poczuć jak w domu. Otoczenie miał inne niż w Krakowie. Najbliżej było nie do parku, ale do austriackich koszar cesarsko-królewskich, w których stacjonował jeden z batalionów 56. Pułku Piechoty Ziemi Wadowickiej, w których teraz pracował jego ojciec. Usytuowana po drugiej stronie ulicy jednostka, przy ówczesnej szosie wiedeńskiej, stanowiła wizytówkę miasta. Budynek zresztą ocalał. To dwupiętrowy gmach z 1827 roku, z wewnętrznym dziedzińcem otoczonym arkadowymi korytarzami, po których biegał czasem mały Mundek, gdy odwiedzał ojca w pracy.

Mundur taty mu imponował (Wojtyłę nadal obowiązywał służbowy strój, na noszenie ubrania cywilnego musiał każdorazowo uzyskać zgodę dowództwa).

– Mundek nie jeden raz słyszał, jak mówiliśmy, że jego ojciec to elegancki gość w mundurze, „pański gość”, człowiek z wyższej sfery – relacjonuje Jan Wojtyła.

Chłopiec poznawał nową okolicę, razem z matką odwiedzał okoliczne sklepy, zwłaszcza ten z rowerami, który miał siedzibę w tej samej kamienicy, w której mieszkali Wojtyłowie, czy położony tuż obok sklep z zabawkami. Wakacje stanowiły dobrą okazję, by Mundek zaaklimatyzował się w nowym otoczeniu, by zaprzyjaźnił się z miastem. Rodzice zadbali zresztą o to, by poznał ważne punkty, wśród nich kościoły.

Reklama

We wrześniu 1913 roku syn Wojtyłów rozpoczął naukę w drugiej klasie. Nowi koledzy, nowi nauczyciele. Na początku był wyobcowany, wszystkie dzieci już dobrze się znały. Ale szybko zyskał przyjaciół, tym bardziej, że chłopców łączyła nie tylko szkoła, ale także wspólne pasje – piłka nożna czy wyprawy nad rzekę.

Edmund był uczniem czteroklasowej Szkoły Powszechnej im. Stanisława Jachowicza przy ulicy Młyńskiej (obecnie Legionów). Jest tam zapisany w katalogu uczniów: „W roku szkolnym 1913/14 uczniem klasy II był Edmund Wojtyła, syn Karola, podoficera rachunkowości, zamieszkałego przy ulicy Lwowskiej nr 257”.

Podobnie jak wcześniej w Krakowie, tak i teraz w Wadowicach matka nie podejmowała pracy zawodowej. Dzięki temu mogła dopilnować syna, czekała na niego z gorącym obiadem, gdy wracał po lekcjach do domu, dbała, by się uczył.

– Poświęcała mu wiele czasu. Zależało jej przede wszystkim na dwóch kwestiach: aby przekazać synowi mocne podstawy wiary oraz by dobrze go wykształcić – opowiada Jan Wojtyła.

Podziel się cytatem

Reklama

Ale nie była rygorystyczna. Mały Mundek miał czas również na zabawę. Poznawał wciąż nowe dla niego miasto, tak pięknie położone nad Skawą. To wzdłuż tej właśnie rzeki po południu często udawał się na spacery także z ojcem, gdy tylko ten wrócił z pracy. Dużo rozmawiali wtedy na różne tematy, zwłaszcza religijne i historyczne. Karol w ten sposób kształtował duszę i osobowość syna. Wskazywał mu, co w życiu jest najbardziej istotne.

Reklama

Niekiedy też matka zabierała Edmunda na zakupy, przeważnie na Rynek. Ulica Lwowska przy której mieszkali, prowadziła prosto do centrum miasta, a tam znajdował się słynny dzisiaj, pulsujący życiem Rynek wadowicki, otoczony zabytkowymi kamieniczkami i sklepami. Mundek dzielnie pomagał mamie, zwłaszcza gdy chodzili na targ. Ówczesne Wadowice słynęły z targów czwartkowych, znanych od wieków. Zachowały się nawet zdjęcia, na których widać rolników sprzedających warzywa, owoce i inne produkty.

Rodzice kochali Edmunda całym sercem. Czynili wszystko, by miał jak najwspanialsze dzieciństwo.

Podziel się cytatem

Fragment pochodzi z książki: Milena Kindziuk, Edmund Wojtyła. Brat św. Jana Pawła II, WAM, Kraków 2022. ZOBACZ

2022-08-27 06:25

Ocena: +4 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Śladami Edmunda Wojtyły, brata Karola

[ TEMATY ]

Edmund Wojtyła

Zaledwie dwanaście lat miał Karol Wojtyła, późniejszy papież Jan Paweł II, a dziś święty, gdy w dramatycznych okolicznościach stracił starszego brata Edmunda, dziś uważanego za dobrego kandydata na ołtarze.

Trauma musiała być tym większa, że kilka lat wcześniej odeszła do Pana ich matka. Żyli krótko, zbyt krótko. O relacjach braci: Edmunda i Karola Wojtyłów sporo wie wieloletni sekretarz papieża kard. Stanisław Dziwisz. - Niewątpliwie Edmund wywarł znaczący wpływ na brata, to on go kształtował, ukierunkował jego młodość – mówi Milenie Kindziuk, autorce wydanej właśnie biografii Edmunda Wojtyły. Uważa, że Edmund stanowił odzwierciedlenie ducha całej rodziny Wojtyłów. Karol, jako młody chłopak, przejął od brata miłość do rodziców, ale i patriotyzm, ukochanie małej ojczyzny.

CZYTAJ DALEJ

Marcin Zieliński: Znam Kościół, który żyje

2024-04-24 07:11

[ TEMATY ]

książka

Marcin Zieliński

Materiał promocyjny

Marcin Zieliński to jeden z liderów grup charyzmatycznych w Polsce. Jego spotkania modlitewne gromadzą dziesiątki tysięcy osób. W rozmowie z Renatą Czerwicką Zieliński dzieli się wizją żywego Kościoła, w którym ważną rolę odgrywają świeccy. Opowiada o młodych ludziach, którzy są gotyowi do działania.

Renata Czerwicka: Dlaczego tak mocno skupiłeś się na modlitwie o uzdrowienie? Nie ma ważniejszych tematów w Kościele?

Marcin Zieliński: Jeśli mam głosić Pana Jezusa, który, jak czytam w Piśmie Świętym, jest taki sam wczoraj i dzisiaj, i zawsze, to muszę Go naśladować. Bo pojawia się pytanie, czemu ludzie szli za Jezusem. I jest prosta odpowiedź w Ewangelii, dwuskładnikowa, że szli za Nim, żeby, po pierwsze, słuchać słowa, bo mówił tak, że dotykało to ludzkich serc i przemieniało ich życie. Mówił tak, że rzeczy się działy, i jestem pewien, że ludzie wracali zupełnie odmienieni nauczaniem Jezusa. A po drugie, chodzili za Nim, żeby znaleźć uzdrowienie z chorób. Więc kiedy myślę dzisiaj o głoszeniu Ewangelii, te dwa czynniki muszą iść w parze.

Wielu ewangelizatorów w ogóle się tym nie zajmuje.

To prawda.

A Zieliński się uparł.

Uparł się, bo przeczytał Ewangelię i w nią wierzy. I uważa, że gdyby się na tym nie skupiał, to by nie był posłuszny Ewangelii. Jezus powiedział, że nie tylko On będzie działał cuda, ale że większe znaki będą czynić ci, którzy pójdą za Nim. Powiedział: „Idźcie i głoście Ewangelię”. I nigdy na tym nie skończył. Wielu kaznodziejów na tym kończy, na „głoście, nauczajcie”, ale Jezus zawsze, kiedy posyłał, mówił: „Róbcie to z mocą”. I w każdej z tych obietnic dodawał: „Uzdrawiajcie chorych, wskrzeszajcie umarłych, oczyszczajcie trędowatych” (por. Mt 10, 7–8). Zawsze to mówił.

Przecież inni czytali tę samą Ewangelię, skąd taka różnica w punktach skupienia?

To trzeba innych spytać. Ja jestem bardzo prosty. Mnie nie trzeba było jakiejś wielkiej teologii. Kiedy miałem piętnaście lat i po swoim nawróceniu przeczytałem Ewangelię, od razu stwierdziłem, że skoro Jezus tak powiedział, to trzeba za tym iść. Wiedziałem, że należy to robić, bo przecież przeczytałem o tym w Biblii. No i robiłem. Zacząłem się modlić za chorych, bez efektu na początku, ale po paru latach, po którejś swojej tysięcznej modlitwie nad kimś, kiedy położyłem na kogoś ręce, bo Pan Jezus mówi, żebyśmy kładli ręce na chorych w Jego imię, a oni odzyskają zdrowie, zobaczyłem, jak Pan Bóg uzdrowił w szkole panią woźną z jej problemów z kręgosłupem.

Wiem, że wiele razy o tym mówiłeś, ale opowiedz, jak to było, kiedy pierwszy raz po tylu latach w końcu zobaczyłeś owoce swojego działania.

To było frustrujące chodzić po ulicach i zaczepiać ludzi, zwłaszcza gdy się jest nieśmiałym chłopakiem, bo taki byłem. Wystąpienia publiczne to była najbardziej znienawidzona rzecz w moim życiu. Nie występowałem w szkole, nawet w teatrzykach, mimo że wszyscy występowali. Po tamtym spotkaniu z Panem Jezusem, tym pierwszym prawdziwym, miałem pragnienie, aby wszyscy tego doświadczyli. I otrzymałem odwagę, która nie była moją własną. Przeczytałem w Ewangelii o tym, że mamy głosić i uzdrawiać, więc zacząłem modlić się za chorych wszędzie, gdzie akurat byłem. To nie było tak, że ktoś mnie dokądś zapraszał, bo niby dokąd miał mnie ktoś zaprosić.

Na początku pewnie nikt nie wiedział, że jakiś chłopak chodzi po mieście i modli się za chorych…

Do tego dzieciak. Chodziłem więc po szpitalach i modliłem się, czasami na zakupach, kiedy widziałem, że ktoś kuleje, zaczepiałem go i mówiłem, że wierzę, że Pan Jezus może go uzdrowić, i pytałem, czy mogę się za niego pomodlić. Wiele osób mówiło mi, że to było niesamowite, iż mając te naście lat, robiłem to przez cztery czy nawet pięć lat bez efektu i mimo wszystko nie odpuszczałem. Też mi się dziś wydaje, że to jest dość niezwykłe, ale dla mnie to dowód, że to nie mogło wychodzić tylko ode mnie. Gdyby było ode mnie, dawno bym to zostawił.

FRAGMENT KSIĄŻKI "Znam Kościół, który żyje". CAŁOŚĆ DO KUPIENIA W NASZEJ KSIĘGARNI!

CZYTAJ DALEJ

Cisco podpisał apel o etykę AI: Watykan bardzo zadowolony

2024-04-24 17:21

[ TEMATY ]

sztuczna inteligencja

Adobe Stock

"Jesteśmy bardzo zadowoleni, że Cisco dołączyło do Apelu Rzymskiego, ponieważ jest to firma, która odgrywa kluczową rolę jako partner technologiczny we wprowadzaniu i wdrażaniu sztucznej inteligencji (AI)". Tymi słowami arcybiskup Vincenzo Paglia, przewodniczący Papieskiej Akademii Życia i Fundacji RenAIssance, skomentował akces Cisco.

Chuck Robbins, dyrektor generalny Cisco System Inc. podpisał w środę w obecności arcybiskupa Vincenzo Paglii tzw. rzymskie wezwanie do etyki AI. Cisco System Inc. to amerykańska firma z branży telekomunikacyjnej, znana przede wszystkim ze swoich routerów i przełączników - niezbędnych elementów podczas korzystania z Internetu.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję