- W jaki sposób sprawują Państwo opiekę nad dziećmi?
- Jesteśmy rodziną wielodzietną długoterminową - tak to się nazywa. Taką funkcję pełnimy od dwóch lat, a wcześniej, od roku 2001, byliśmy rodziną zastępczą w pogotowiu, pełniącą funkcje pogotowia rodzinnego. Dzieci przychodziły do nas wtedy na krótko - maksymalnie powinien być to rok, w wyjątkowych sytuacjach - rok i 3 miesiące. W tej chwili dzieci mogą mieszkać z nami aż do pełnoletności. Kiedyś mijał rok i musiała nastąpić zmiana - dzieci szły do innej rodziny zastępczej, a gdy ośrodek adopcyjny nie znalazł takiej, to dziecko wracało do domu dziecka.
- Czym zatem rodzicielstwo zastępcze różni się od adopcji?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
- Adopcja jest o tyle lepsza dla dziecka, że nie ma ono dwóch mam czy mamy, cioci i taty. W rodzinie takiej jak nasza rodzice dziecka mają prawo do odwiedzin. Spotykają się z dziećmi, czasem otrzymują przepustki i dzieci wyjeżdżają z nimi. Maluchy różnie to przeżywają.
- Na jakie problemy natknęli się Państwo jako rodzice zastępczy?
Reklama
- Dzieci przychodzą do nas z różnymi chorobami - to sprawa podstawowa. Na przykład Klaudia miała wodogłowie, które w tej chwili się zatrzymało. Ale przychodzą też bardzo często zestresowane i niedopilnowane. Mieliśmy taki przypadek, że 6-letnie dziecko w ogóle nie umiało mówić. Trzeba włożyć bardzo dużo pracy, korzystając z pomocy lekarzy, żeby dziecko wróciło do normalnego stanu i normalnie funkcjonowało w rodzinie.
- Co poradziłaby Pani tym osobom, które zastanawiają się nad przyjęciem do swojej rodziny dziecka?
- Przede wszystkim trzeba kochać dzieci i być przygotowanym na pracę z nimi. I to dużą pracę. Ale jak ktoś wychowuje czy wychował swoje dzieci, to taka praca nie jest czymś zupełnie nowym. Kalinka była poprzednio w takiej rodzinie, gdzie za dużo od dziecka wymagano, myślano, że od razu wszystko dziecko będzie potrafiło i wszystko było na baczność.
- To była rodzina zastępcza?
- Tak, to była rodzina zastępcza, z którą później rozwiązano umowę. To było nieporozumienie, że taką rodzinę zaangażowano w opiekę. Kiedy Kalinka do nas przyszła, panicznie bała się męża. W ogóle go nie tolerowała, piszczała, gdy podchodził. Byłam tylko ja, on musiał być w dużej odległości. Chyba była przestraszona tym panem, u którego była w rodzinie zastępczej. Teraz jest z nami od wielu miesięcy i widać, że się zmieniła.
- Teraz są Państwo rodziną długoterminową, ale wcześniej musieli Państwo oddawać dzieci po maksymalnie 15 miesiącach. Co się wtedy czuje?
Reklama
- Z tym bywa różnie, ale generalnie im dłużej dziecko jest z nami - tym trudniej się rozstać. Po naszych doświadczeniach w pogotowiu uważam, że dziecko powinno być w nim jak najkrócej i jak najszybciej odchodzić. Było u nas kiedyś dziecko przez rok i 7 miesięcy. Ale znaleziono dla niego rodzinę adopcyjną. Bardzo to przeżyliśmy, bo byliśmy już nastawieni na to, że z nami zostanie. Tyle tylko, że dla dziecka naprawdę najlepsza jest adopcja. Teraz ma wspaniałych rodziców, mamy z nimi kontakt i wiemy, że jest dobrze. Bywa jednak i tak, że dziecko wraca do swojej biologicznej matki i dowiadujemy się, że sytuacja z powrotem jest zła. Przeżywamy to wtedy bardzo mocno.
- Czyli z dziećmi, które od Państwa odeszły, utrzymujecie kontakt...
- To też różnie bywa, ale generalnie tak. Nie narzucamy się, ale od czasu do czasu dowiadujemy się, co u nich słychać. Przygotowujemy paczki na święta, przyjeżdżamy z innymi dziećmi, wzajemnie odwiedzamy się...
- A jak na Państwa zaangażowanie reagują dzieci biologiczne?
- Kiedy zaczynaliśmy, nasz najmłodszy syn miał 5 lat. Jako najmłodszy był trochę rozpieszczony. Na początku trzeba go było brać na kolana i długo tłumaczyć. Ale po jakimś czasie zobaczył, że te dzieci nie są u nas na stałe, tylko co jakiś czas odchodzą i pojawiają się inne. I był już mniej zazdrosny.
Starsze dzieci traktowały to jak normalną pracę mamy. Oczywiście, wszystkie bardzo chętnie nam pomagają, wystarczy, że poproszę. Jeśli tylko są w domu i mają chwilę czasu, zajmują się maluchami. Są starsi, więc można im zaufać, że robią to dobrze. Można nawet powiedzieć, że są dumni z tak dużej rodziny. W tej chwili mamy trójkę własnych dzieci i piątkę w opiece zastępczej, czyli w sumie ósemkę. Naszemu najmłodszemu Rafałowi w szkole czasem nie chcą wierzyć, że ma tyle braci i sióstr. Tak liczna rodzina w obecnych czasach to ewenement.
Rozmowy przeprowadził: Łukasz Głowacki