Wiesława Lewandowska: - Boże Narodzenie, Wigilia, duchowe ciepło, życzliwość, wzajemny szacunek, pojednanie… Klimat ten wydaje się obcy polskim politykom, mimo że w minionym roku tak często nawoływano do pojednania. Czy możliwy jest szacunek i pojednanie w polityce, Pani Poseł?
Beata Kempa: - Choć ostatni rok rzeczywiście nie był najlepszym tego przykładem, to jednak uważam, że pojednanie jako wzajemny szacunek, zrozumienie i gotowość do kompromisu dla dobra kraju jest zawsze możliwe, byleby zachować różnicę zdań w sprawach pryncypialnych.
- W tej np., że Polska jest najważniejsza?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
- No właśnie. Wszyscy się co do tego zgadzamy, ale niektórzy z naszych kolegów z tym hasłem na sztandarze wywołali falę agresji wobec PiS, tuż przed wyborami do samorządów… Ze smutkiem mówię, że przywykłam już do tego, iż atakuje się każdą naszą propozycję, każdego z nas z osobna, jednak to, co ostatnio zrobili nam nasi koledzy, wstrząsnęło mną, oburzyło bezgranicznie. To, co mnie zawsze najbardziej oburza, to zdrada - nie toleruję zdrajców!
- Nie za mocne słowa, Pani Poseł?
Reklama
- Nie, to jest podstępna zdrada, do której dochodzi jeszcze cynizm! Przykro tym bardziej, że to działanie wymierzono przede wszystkim w Jarosława Kaczyńskiego, którego decyzję pozostania po 10 kwietnia w polityce i kandydowania w wyborach prezydenckich uważam za heroiczną. Moim zdaniem, ta pycha naszych byłych kolegów, ich bezprzykładny pęd do władzy jest żałośnie śmieszny i gorszący. Nie potrafię inaczej tego ocenić. Uważam, że szkodzą Polsce, która wcale nie jest dla nich najważniejsza. A jednak wierzę, że kiedyś do nas wrócą… Jarosław Kaczyński zaproponował projekt uchwały klubu parlamentarnego PiS, aby osoby, które zeń wyszły, do końca nie zastanawiając się nad swoją decyzją, miały prawo powrotu. To jest jak zostawienie pustego miejsca i dodatkowego nakrycia przy wigilijnym stole…
- Miejsce dla tych, którzy pobłądzili…
- Tak, bo ani PiS, ani sam prezes Kaczyński, nie pielęgnuje - jak to się często sądzi - zapiekłości i nienawiści.
- Obowiązuje pełna wyrozumiałość i wybaczenie?
- Do pewnych granic, bo zawsze trzeba pamiętać o zasadzie przyzwoitości.
- To znaczy?
- To znaczy, że nie będzie jednak miejsca dla tych, którzy rozmawiali z ziejącym nienawiścią i łamiącym wszelkie kanony przyzwoitości Januszem Palikotem i którzy tym samym dopuścili się zdrady najważniejszych dla nas wartości. Oczywiście, wszystko można po chrześcijańsku wybaczyć, każdą obelgę znieść, ale jako osoba pracująca dla dobra publicznego nie mogę godzić się na to, co uważam za złe, cyniczne lub nieprzyzwoite.
- Czym jest przyzwoitość w polityce?
- Tym, czym jest lub raczej powinna być na co dzień w życiu każdego człowieka. Niestety, przyzwoitość nie jest dziś w modzie, zwłaszcza właśnie w polityce… Jednak politycy powinni o niej szczególnie pamiętać, szczególnie ci wybrani przez naród. Tymczasem zdarza się, że oni wprost szydzą z narodu, ze społeczeństwa, np. gdy szargają świętości narodowe, kpią z przywiązania do tradycji, do religii, gdy lekceważą biedę i - co najgorsze - gdy dbają wyłącznie o własne interesy.
Reklama
- Czy, Pani zdaniem, takie „polityczne szyderstwo” to częste zjawisko?
- Niestety, tak. Uważam, że trzeba by wreszcie uruchomić jakiś mechanizm odróżniania w polityce ludzi przyzwoitych od nieprzyzwoitych, bo bez tego nie będzie właściwej kontroli społecznej. Wydaje się, że ludzie, oceniając politykę, nie bardzo potrafią odróżnić dobro od zła, uczciwość od nieuczciwości. Czasem nawet głosują na tych, na których ciążą jakieś zarzuty lub udokumentowane podejrzenia o nieuczciwość… Po prostu nie zawsze wiedzą, jak ważna jest przyzwoitość w polityce, że to ona gwarantuje jakość ich życia...
- A z drugiej strony przecież podobno ludzie nie wierzą politykom...
- Powiem inaczej: nie wierzą, ale zbyt często ulegają powierzchowności, nie analizują politycznych przekazów.
- Wolą slogany o „drugiej Japonii, drugiej Irlandii”?
- Chyba tak… Bierze się to z tęsknoty za lepszym światem, z polskich kompleksów... Ostatnio często o tym rozmawiałam - w czasie obu tegorocznych kampanii wyborczych bardzo dużo jeździłam po Polsce, a niedawno, dzięki zaproszeniu na otwarcie ulicy Lecha Kaczyńskiego w Chicago, miałam przyjemność spotkać się z Polonią, która zawsze dodaje otuchy, pokazując, jak ważne są dla niej polskie sprawy, polskie tradycje, polska historia.
- Odnosi Pani wrażenie, że tu, w Polsce, nam na tym nie zależy?
Reklama
- Tak to wygląda, gdy obserwuje się media i wielu - niestety - polskich polityków. Dochodzę do wniosku, że w tej chwili cała siła, cała nadzieja na ocalenie tradycji, pamięci narodowej i tego wszystkiego, co dla Polski ważne, tkwi w polskich domach i w nas jako rodzicach. Co z tego, że pewne modne media z niezłym skutkiem piorą mózgi młodzieży, skoro my, rodzice, możemy jeszcze mieć wpływ na sposób wychowania naszych dzieci. Nie rezygnujmy z tego! Ja swoje dzieci nauczyłam, że Boże Narodzenie to nie bieganie po marketach, to nie kupowanie małych marzeń, ale to wspólne bycie, to pieczenie pierniczków, to Wigilia zawsze przy domowym stole. W mojej rodzinie żaden zewnętrzny atak, żadne wyśmiewanie tradycji niczego nie zmieni.
- Ponoć w polityce trzeba mieć niezwykle grubą skórę, a Pani się publicznie popłakała… Z bezradności?
- Byłam z tego powodu na siebie zła, bo przecież wiem, że emocje są złym doradcą. Popłakałam się - nie chcę tuużywać mocnych słów - bo jeszcze nigdy w życiu nie spotkałam się z takim zachowaniem, jakie demonstrował przewodniczący sejmowej komisji powołanej do zbadania afery hazardowej, w której zasiadałam z ramienia PiS… Przewodniczący Mirosław Sekuła z PO był strasznie złośliwy, krzyczał, zwłaszcza gdy media tego nie widziały… gdy domagał się, abym usunęła pana Schetynę z listy osób, których billingi telefoniczne miały być poddane szczegółowemu badaniu… Groził mi krzykiem, chciał przestraszyć. To był taki parlamentarny mobbing… Przed katastrofą smoleńską te groźby rozdzielał między mnie i pana posła Wassermanna, który mnie zawsze wspierał… Nigdy nie czułam się tak znienawidzona, zlekceważona, mimo że przecież kiedyś pracowałam z osobami po wieloletnich wyrokach więzienia… Mało tego, uważam, że te osoby z marginesu miały do mnie większy szacunek niż kolega polityk, przewodniczący komisji parlamentarnej… Dlaczego? Może nie panował nad sobą dlatego, że tak gorączkowo wykonywał polityczne zlecenie zmarginalizowania zarzutów w aferze hazardowej…
Reklama
- Afera hazardowa zamieciona pod sejmowy dywan... Odebrała to Pani jako porażkę, własną polityczną przegraną?
- To nie tylko moja porażka. Z powodu „rozmycia” tej afery przegrała cała Polska, przegrał budżet państwa, przegrały zasady przyzwoitości. PO pokazała, że nie ma żadnych zasad, że nic nie obowiązuje poza tępym, bezwzględnym posłuszeństwem wobec wąskich grup interesów, zaś dobro państwa w ogóle się nie liczy i jest czymś abstrakcyjnym, co należy tylko wyśmiewać, bo w ogóle państwo się nie liczy! Została obnażona cała słabość państwa, zresztą podobnie jak przy wyjaśnianiu katastrofy smoleńskiej. Te dwie sprawy są, moim zdaniem, bezprzykładną kompromitacją, dowodem obecnej słabości państwa i cynizmu rządu.
- Dziś odnosimy wrażenie, że afery hazardowej po prostu nie było. Niesłusznie?
- Sprawa afery hazardowej znajduje się obecnie w prokuraturze, ale nie wiemy, na jakim etapie jest śledztwo, bo pan przewodniczący Sekuła nawet nie raczył zorganizować spotkania członków komisji sejmowej z prokuratorami, mimo że pisemnie o to prosiliśmy. Zresztą wiadomo, że komisja nie dostała bardzo wielu materiałów i zajmowała się tylko czubkiem góry lodowej. Złożyliśmy z panem posłem Wassermannem wniosek o rozszerzenie zakresu jej badań o nowe wątki, które w toku naszych prac się pojawiały… A dzisiaj należałoby jeszcze zbadać, dlaczego i przez kogo ta komisja była tak bardzo tłumiona.
- Potrafi Pani na to odpowiedzieć?
Reklama
- To wydaje się dość jasne… Toczy się postępowanie w prokuraturze i jakkolwiek ono się zakończy, będzie można opublikować stenogramy z posiedzenia „komisji hazardowej”, z których zdjęto klauzulę ścisłej tajności. Wtedy będzie jasno widać, jak przebiegał ten proces tłumienia i zamiatania pod dywan i komu na tym zależało…
- Będzie dalszy ciąg?
- Moim zdaniem, to nie koniec - trzeba dokładnie wykazać wszystkie błędne mechanizmy i natychmiast je zablokować. W zdaniu odrębnym zaznaczyliśmy, jakie prace naprawcze należy podjąć natychmiast; my je już podjęliśmy i wkrótce będą dwa projekty niezbędnych, zdaniem PiS, ustaw. Jednak wątpię, czy Platforma będzie chciała je poprzeć… Ostatnio opublikowane stenogramy rozmów jednego z jej senatorów pokazują kompletny rozkład obyczajów w tej partii i zgniłe mechanizmy jej funkcjonowania. Szczerze powiem, że nie można tu liczyć na szczere i dobre intencje…
- Jest Pani znana z politycznej szczerości, a szczerość w polityce ponoć nie popłaca, Pani Poseł...
- Nic podobnego! Ja jestem osobą do bólu szczerą, zawsze nazywam rzeczy po imieniu. Szczerość zawsze wychodzi mi na dobre, choć dostarcza też cierpienia i przykrości, bo czasami ci, którzy tak wiele mówią np. o piętnowaniu dyskryminacji, sami dyskryminują ze względu na poglądy polityczne. W ustawie o dyskryminacji jest zapis, że nie wolno nikogo dyskryminować również ze względu na poglądy polityczne, a ten, kto dyskryminuje, może zapłacić odszkodowanie. I to mi się podoba!
- Często czuje się Pani dyskryminowana?
Reklama
- Ależ oczywiście, że tak! W naszym pięknym 40-milionowym kraju, w środku Europy, który niby jawi się jako kraj bardzo tolerancyjny, kwitnie przemoc mediów, a także nietolerancja polityczna dominującej obecnie, jedynie słusznej siły przewodniej narodu. Każdy inny sposób myślenia jest napiętnowany nie tylko w życiu politycznym, ale i towarzyskim. Myślę, że te „PO-elity” powinny się zastanowić nad tym, czy jeśli nie szanują drugiego człowieka za jego poglądy polityczne lub religijne, to czy rzeczywiście są elitami… Wielokrotnie przekonałam się, że dyskusja z nimi jest wprost niemożliwa… Zazwyczaj stosują najbardziej prymitywną formę wymiany poglądów - bezdyskusyjną negację… To jest coś, czego nie cierpią moje dzieci - dyskusja na zasadzie „nie, bo nie”, bez uzasadnienia. Politycy i salonowi zwolennicy PO lekceważą wszelkie uzasadnienia…
- Podobny jest przebieg dyskusji na spotkaniach w głębi Polski?
- Zdecydowanie nie, mimo że zawsze organizuję otwarte spotkania, na które przychodzą nie tylko zwolennicy PiS… Tu się naprawdę dyskutuje na argumenty, a nie na inwektywy, jak w warszawskich salonach! To są świetne spotkania. Ostatnio zauważam pewien rodzaj frustracji - ludzie jakby podświadomie czują, że są oszukiwani. Wyczuwa się podwyższony poziom nieufności w stosunku do mediów, zwłaszcza u osób z pewnym doświadczeniem życiowym, które dostrzegają sprzeczności między światem realnym a tym przedstawianym w mediach… Najostrzej to widać, gdy chodzi o pogarszającą się sytuację materialną…
- I co Pani na to?
- Zauważyłam, że do tych sfrustrowanych i niepewnych najbardziej przemawiają statystyki, które wcale nie są takie nudne, bo wiele z nich można wyczytać. Tak więc pokazuję tabelki porównujące rządy PiS i rządy PO, a ludzie sami dochodzą do wniosku, że z liczbami podanymi przez GUS nie da się dyskutować. Na takich spotkaniach musi być bardzo wysoki poziom konkretności, nie slogany, nie zapewnienia, nie obietnice, nie propaganda jak w mediach. A ponadto ludzie chcą nie tylko słuchać, ale chcą być przez nas wysłuchani. Ja staram się cierpliwie słuchać, a dopiero potem spokojnie przekonywać do swoich racji.
- Z jakim skutkiem?
Reklama
- Wiem, że przynajmniej zmuszam do samodzielnego myślenia. Często podaję bliski mi przykład już niemal całkowitego zamknięcia przez PO dostępu młodych ludzi do zawodów prawniczych, a w małych miejscowościach kwestię projektu dotyczącego dojazdu do szkół… Takie konkrety, udokumentowane, pokazane palcem, działają i nawet ci wojowniczo nastawieni młodzi ludzie bardzo szybko spuszczają powietrze. Często mówię im tak: „Ktoś może mieć świetne koszule, spinki pasujące do koloru oczu, podoba się wam, ale działa na waszą szkodę”… Namawiam, aby bardziej analizowali kierowany do nich przekaz medialny. Nigdzie się nie zdarzyło, abyśmy rozstawali się w niezgodzie, choć zapewne nie zawsze udało mi się ich przekonać.
- To inaczej niż w Sejmie!
- Tu jest więcej przypadków, które trzeba rozpatrywać w kategoriach dobrego wychowania. Jeśli ktoś nie wyniósł z domu dobrych nawyków, to będzie się zachowywał tak jak… w Sejmie. Nic na to nie poradzę. Na spotkaniach w terenie, na ulicach nie zaznałam nigdy jakichś większych przykrości. A wśród kolegów polityków bardzo często… Sporo inwektyw, a nawet gróźb wszyscy otrzymujemy w listach, zazwyczaj anonimowych, albo odnajdujemy je w Internecie, gdzie pojawia się bezprzykładne chamstwo, a po stylu widać, że autorami nie są tzw. zwykli ludzie, lecz ten właśnie wielkomiejski „salon”.
- Jak sobie Pani radzi z przejawami owej chamskiej nienawiści?
- Ja osobiście radzę sobie z tym doskonale. Jeśli ktoś przekroczy barierę przyzwoitości, to wykorzystam każdą możliwość prawną, aby delikwenta ukarać. To budzi respekt. A poza tym, z nienawiścią najbardziej źle jest temu, kto nienawidzi…
- Od dawna jesteśmy przekonywani, że polityczna nienawiść pochodzi z PiS… Media chętnie pokazują, że to elektorat tej partii jest nienawistny, zapiekły i ciemny.
Reklama
- Przeciwnie! To jest bardzo ciepły elektorat, to są ludzie, którzy naprawdę potrafią dać bardzo dużo radości… A dla mnie są wielkim wsparciem. To ludzie skromni, szczerzy, z którymi jak się siądzie i rozmawia o Polsce, to można czerpać niczym ze skarbnicy najprostszych rozwiązań. I nie są to lukrowane, celuloidowe rozmowy. Inni ludzie, inny, bo prawdziwy świat!
- W ostatnim czasie politycy chętnie mówią o dwu Polskach: wielkomiejskiej, czyli PO-wskiej, i małomiasteczkowo-wiejskiej, czyli PiS-owskiej. Czy, Pani zdaniem, taki podział realnie funkcjonuje?
- Oj tak, funkcjonuje! I jest to podział wynikający nie tylko z bieżącej polityki, ale przede wszystkim z zaszłości historycznych, które są pierwszą przyczyną niedobrych podziałów, nawet na kilka różnych Polsk. Niestety, po 1989 r. doszło do wzmocnienia tego zróżnicowania. Wziąwszy pod uwagę choćby edukację, widać, że młodzież spoza dużych metropolii ma wciąż rażąco mniejsze szanse edukacyjne. Gdyby przez ostatnich 20 lat dzieci z mniejszych miejscowości miały odpowiedni dostęp do dóbr kultury i szkół, to ilu więcej twórców i wynalazców mogłaby mieć dziś Polska... O ile lepiej rozwijałoby się całe państwo! Dlatego proponowana przez PiS idea zrównoważonego rozwoju całego kraju i nadrabiania cywilizacyjnych zapóźnień wydaje się jedynie sensowna. Niestety, partia obecnie dominująca stawia przede wszystkim na wielkie metropolie.
- Bo to jednak wielkie metropolie i ośrodki akademickie zawsze pozostaną siłą napędową …
Reklama
- Niekoniecznie. Nie wszyscy, którzy wyjeżdżają na studia do dużych miast, chcą i mogą tam zostać na stałe. Proszę mi wierzyć - wiem to z własnego doświadczenia, że wiele osób marzy o powrocie i chciałoby odnaleźć sens życia w pracy dla dobra swej małej Ojczyzny. A w tych małych miejscowościach wiele jest do zrobienia, byle tylko ci, którzy chcą coś robić, mieli tę możliwość.
- Nadal mieszka Pani w Sycowie?
- Tak. Tam jest mój dom! Ale już z pięć razy słyszałam, że się wyprowadzam do Warszawy. Ciągle to dementuję. Widzi Pani, ludziom wydaje się dziwne, że nie korzystam z możliwości „awansu społecznego”… A ja uważam, że choć te moje podróże są uciążliwe, to mogąc tam mieszkać, jestem szczęściarą! Bardzo sobie cenię ten spokój, te niedziele i święta w moim małym mieście…
- Czego życzyłaby Pani sobie, kolegom politykom, polskiej polityce i Polsce na to Boże Narodzenie pamiętnego roku 2010?
- Politykom - aby nie zalewali się żółcią nienawiści, polityce - mądrych, uczciwych polityków, sobie - dużo siły, bo wiele jest do zrobienia… A Polsce - aby Pan Premier rzeczywiście nie robił polityki! Aby spełnił choć tę jedną ze swych obietnic wyborczych i odszedł z polityki. To byłoby bardzo dobre dla Polski.
* * *
Beata Kempa - polityk, poseł na Sejm V i VI kadencji, była sekretarz stanu w Ministerstwie Sprawiedliwości, członkini sejmowej komisji śledczej ds. zbadania nielegalnych nacisków na kształt ustawy o grach i zakładach wzajemnych - „komisji hazardowej”