Pan Jasny wyszedł wczesnym rankiem do sklepu po pieczywo. Lubił tam kupować. Obsługa była miła, a chleb i bułki bardzo smaczne i naturalne. W kolejce spotkał sąsiada, którego żona również wysłała po zakupy.
- Czytał pan ostatnie wieści o podręcznikach szkolnych? - zapytał pan Jasny.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
- Tak. Mówi pan o tych „tęczowych podręcznikach” o wychowaniu? - podjął rozmowę pan Niedziela.
- Podobno recenzenci mają wykreślać z książek „nachalną katolicką propagandę”…
- Oczywiście… Ma być coś o homoseksualnych rodzinach, o dwóch ojcach i trzech matkach czy jakoś tak… Panie, Sodoma i Gomora! - zirytował się pan Niedziela.
- Proszę pana, każdy człowiek ma prawo do… Poproszę chlebek na maślance i cztery bułki z ziarnami - zwrócił się do ekspedientki pan Jasny, przerywając na chwilę rozmowę.
- Prawo do czego? Do obnoszenia się ze swoimi skłonnościami! Przecież to nie jest naturalne!
Ostatnie słowo wręcz zostało wykrzyczane i wszyscy z kolejki spojrzeli na pana Niedzielę, który w tej chwili doszedł do lady i, uspokajając się, poprosił o pełnoziarniste pieczywo, bułki z otrębami i mały graham.
Chcąc rozładować atmosferę, pan Jasny zażartował: - Wie pan, panie Niedziela, że jest pan bardzo konsekwentny?
-???
- No… zdrowo się pan odżywia i poglądy też ma pan zdrowe… ha, ha, ha!
Reklama
Kiedy obaj sąsiedzi wyszli ze sklepu, przed rozstaniem pan Niedziela dodał: - Coraz mniej jest takich piekarzy jak nasz. Teraz piecze się z byle czego, byle tanio, byle szybko i byle zarobić. Kup pan w supermarkecie… Sama chemia! A potem choroby… Panie Jasny, szkoda gadać.
- Właśnie! Z tej mąki chleba nie będzie, jak mówi przysłowie.
I obaj dobrze wiedzieli, że nie chodziło im tylko o chleb.