Głosy sprzeciwu wobec takiego podejścia wyrazili przedstawiciele konserwatywnych ugrupowań, wskazując na instrumentalizację pojęcia praw podstawowych do podważania suwerenności demokratycznie wybranych rządów.
9 lipca 2025 r. w Strasburgu odbyła się debata plenarna Parlamentu Europejskiego pod hasłem: „Lessons from Budapest Pride: the urgent need for an EU-wide anti-discrimination law and defending fundamental rights against right-wing attacks” (Lekcje z Budapest Pride: pilna potrzeba ogólnounijnego prawa antydyskryminacyjnego i obrony praw podstawowych przed prawicowymi atakami). Debata stanowiła reakcję na próbę ograniczenia tegorocznej parady równości w Budapeszcie i została zorganizowana z inicjatywy lewicowych frakcji w Parlamencie Europejskim. Jej celem było ponowne wezwanie do przyjęcia ogólnoeuropejskiego prawa antydyskryminacyjnego oraz krytyka działań rządu Węgier, który w ostatnich latach wprowadza regulacje ograniczające ze względu na ochronę dzieci ideologiczną promocję treści LGBT w przestrzeni publicznej.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
W imieniu Rady UE głos zabrała Marie Bjerre, duńska minister ds. europejskich (Dania objęła prezydencję 1 lipca po Polsce, na sześć miesięcy). Zapewniła, że Rada pozostaje „w pełni zaangażowana” w promowanie równości i ochronę praw mniejszości, w tym osób LGBT. Odniosła się również do propozycji tzw. horyzontalnego prawa antydyskryminacyjnego, nad którym Rada debatuje od 2008 roku, przyznając, że ze względu na brak jednomyślności nie udało się dotąd przyjąć rozwiązań legislacyjnych. Jednocześnie zapowiedziała dalsze działania Rady na rzecz wzmocnienia polityki równościowej w UE.
Komisarz ds. Demokracji, Sprawiedliwości, Praworządności i Ochrony Konsumentów Michael McGrath w imieniu Komisji Europejskiej zadeklarował „dumne i niezachwiane” poparcie Komisji dla środowisk LGBTIQ+ i odniósł się do tegorocznego Budapest Pride jako „symbolem europejskich wartości wolności i tolerancji”. Zapowiedział, że Komisja analizuje nowe węgierskie przepisy dotyczące wolności zgromadzeń i systemów rozpoznawania twarzy, sprawdzając ich zgodność z przepisami o ochronie danych. Przypomniał również o toczącym się przed Trybunałem Sprawiedliwości postępowaniu w sprawie tzw. ustawy o ochronie dzieci, którą Komisja i 16 państw członkowskich uznały za naruszenie unijnego prawa.
Komisarz zapowiedział też nową strategię „LGBTIQ Equality Strategy” obejmującą walkę z „mową nienawiści” i „terapiami konwersyjnymi”, a także ogólnounijny plan równościowy obejmujący kwestie płci, rasizmu, praw Romów i osób z niepełnosprawnościami. Wspomniał również o wcześniejszym tzw. Gender Equality Roadmap, który ma promować „równość płci”, w tym w obszarze zdrowia, zatrudnienia i polityki rodzinnej.
Reklama
W imieniu grupy Europejskiej Partii Ludowej (EPL) głos zabrał niemiecki europoseł Sven Simon, który zaznaczył, że choć dopuszcza różne spojrzenia na kwestie społeczne, to ograniczenia wolności zgromadzeń na Węgrzech uznaje za „rażące naruszenie prawa podstawowego” i wezwał do formalnego wszczęcia przez Komisję procedury naruszeniowej. Jednocześnie podkreślił, że prawa podstawowe w Europie nie są „dane raz na zawsze” i należy je konsekwentnie egzekwować.
Znacznie bardziej radykalne głosy pojawiły się po stronie lewicowej. Klára Dobrev (S&D) określiła Pride jako „początek końca systemu Orbána”, dodając, że „setki tysięcy ludzi wyszły na ulice, by pokazać, że Orbán to nie Węgry”. W emocjonalnym tonie wieszczyła, że polityczne napięcia na Węgrzech będą rosły.
Z kolei Hiszpan Jorge Buxadé (Patrioci dla Europy) ostro skrytykował działania europosłów, którzy – jak stwierdził – „na koszt podatników urządzili sobie lewicowy happening przeciwko suwerennemu państwu”. Oskarżył lewicę o hipokryzję w kontekście przemocy wobec kobiet i stosowanie „krucjaty woke” przeciwko Węgrom. Zaznaczył, że Budapeszt jest dziś bezpieczniejszy niż wiele miast Europy Zachodniej, a rząd węgierski chroni porządek publiczny. Belg Tom Vandendriessche z tej samej grupy podzielił te obserwacje: „(…) Gdzie właściwie homoseksualiści mogą czuć się najbezpieczniej na ulicy? Czy w Molenbeek, czy w Budapeszcie? Nie widzimy jednak żadnych europejskich parlamentarzystów paradujących po Molenbeek. Nigdy nie widzimy ich też w Rijadzie, Teheranie czy Islamabadzie. Ta hipokryzja dowodzi, że nie chodzi tu wcale o równe prawa dla homoseksualistów, ale o propagowanie ideologii gender. Wydaje się, że stało się to religią państwową Unii Europejskiej, z dogmatami, których nie wolno kwestionować.”
Reklama
Włoch Alessandro Ciriani (Europejscy Konserwatyści i Reformatorzy) ostrzegł, że narzucanie ideologicznej wizji społeczeństwa przez instytucje unijne prowadzi do podważania demokracji. Podkreślił, że demokracja oznacza możliwość prowadzenia różnych polityk, a nie hegemonii jednej ideologii. W jego ocenie Pride w Budapeszcie był nie tyle oddolnym protestem, co wydarzeniem organizowanym przez „elity wspierane przez korporacje i aktywistów”.
W podobnym tonie wypowiedziała się Węgierka Zsuzsanna Borvendég (Europa Suwerennych Narodów), która przypomniała, że marsz LGBT odbył się pomimo formalnego zakazu, a protestujących przeciwko niemu patriotów – ukarano. Zaznaczyła, że rzeczywistym zagrożeniem dla demokracji są działania „antify” i ingerencje obcych europosłów w wewnętrzne sprawy Węgier. Potępiła też udział Ilaria Salis, oskarżanej o przemocowe działania pod szyldem lewicowego ekstremizmu.
Głosy entuzjastycznego poparcia dla wydarzenia w Budapeszcie padły natomiast z ust Francuzki Fabienne Keller (Renew), Szwedki Alice Kuhnke (Zieloni) i Francuzki Manon Aubry (Lewica). Wszystkie zgodnie mówiły o „czasie odwagi”, „symbolu walki z autorytaryzmem” i „konieczności natychmiastowego przyjęcia ustawy antydyskryminacyjnej”. Należącej do francuskiej skrajnej lewicy Aubry posunęła się do stwierdzenia, że Węgry rządzone są w sposób autorytarny i oceniła, że wybór partii prawicowych w Europie prowadzi do prześladowań, korupcji i ograniczenia wolności mediów.
– Ta kolejna debata zorganizowana w Parlamencie Europejskim, aby znowu krytykować demokratycznie wybrany rząd Węgier, pokazuje, jak bardzo instytucje unijne stały się areną ideologicznych demonstracji, w których pojęcia takie jak prawa człowieka czy wolność są wykorzystywane do forsowania wąsko rozumianej agendy kulturowej. Z tego powodu próby narzucenia państwom członkowskim unijnego prawa antydyskryminacyjnego z pominięciem zasady jednomyślności stanowią zagrożenie dla suwerenności narodowej i pluralizmu demokratycznego.” – zauważa Julia Książek, analityk Centrum Prawa Międzynarodowego Instytutu Ordo Iuris.