Czy zastanawialiście się kiedyś, dlaczego tak bardzo chcemy, by nasze dzieci odnosiły sukcesy? Bo wierzymy, że to da im szczęście. Czasem także – choć rzadko to sobie uświadamiamy – chcemy, by zrealizowały to, czego nam się nie udało zreealizować. Nieświadomie projektujemy w nich doskonalszą wersję samych siebie. Innym razem zaczynamy się obawiać, że jeśli nasze dziecko nie będzie najlepsze, to my sami będziemy musieli się wstydzić, iż jest słabsze.
To my, dorośli, nakręcamy spiralę pogoni za coraz lepszymi wynikami, wierząc, że sukces to klucz do dobrego życia. A przez to – często nieświadomie – odbieramy dzieciom radość z samego działania, z wysiłku, z odkrywania, że można próbować i... popełniać błędy.
Co jest ważniejsze od wyniku?
Samo dziecko i wysiłek, który każdego dnia wkłada w to, co stara się zrobić. Pamiętam rozmowę z pewną nastolatką, która podczas jednego spotkania „wyrzuciła” z siebie cały ból. Powiedziała, że kiedy wracała do domu z czwórką albo trójką zamiast piątki, słyszała pytania: „kto miał piątkę?”, „dlaczego tylko tyle?”, „nie stać cię na więcej?”.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
