Reklama

Ostatnia droga o. Miecznikowskiego

Kilka tysięcy osób uczestniczyło 30 grudnia w uroczystościach pogrzebowych śp. o. Stefana Miecznikowskiego - legendy łódzkiej „Solidarności”, opiekuna internowanych, duszpasterza studentów i artystów.
Ciężka choroba o. Miecznikowskiego nie była tajemnicą, jednak informacja, którą podano tuż po świętach Bożego Narodzenia, zasmuciła bardzo wiele osób. „Jest mi smutno, ale teraz w niebie ma pewnie większe możliwości wpływania na tę naszą łódzką rzeczywistość” - napisał na stronie dyskusyjnej Radia Plus Grzegorz. Ojciec Stefan zmarł w Gdyni, ale chciał zostać pochowany w Łodzi - mieście, które tak wiele mu zawdzięcza.

Niedziela łódzka 4/2005

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Reklama

Mszy św. w kościele Ojców Jezuitów przewodniczył abp Władysław Ziółek. „Dziś możemy dziękować Bogu, że celebrował Eucharystię tak autentycznie, że stała się ona dla niego i dla ludzi z nim związanych bodźcem do zaangażowania w budowę społeczeństwa bardziej sprawiedliwego i braterskiego - mówił Metropolita Łódzki we wstępie do Mszy św. żałobnej. - Dziś możemy dziękować Bogu, że Ojciec Stefan czegoś ważnego nas o Eucharystii nauczył. Karmiąc swoje ciało Ciałem Chrystusa, posilamy swoje dusze po to, abyśmy mogli stać się duszą, która podtrzymuje świat. To znaczy, że z tego wielkiego Sakramentu wypływa dar miłości i solidarności. To znaczy, że nie można Euchrystii oddzielić od przykazania miłości” - podkreślał Ksiądz Arcybiskup.
Z kolei o. Jan Bartlewicz SI zastanawiał się nad tym, „co było motorem tego życia, co było jego napędem”. „Skąd u śp. o. Stefana Miecznikowskiego brał się cały dynamizm apostolski, to jego zaangażowanie w różne sprawy dla dobra człowieka, społeczeństwa, ojczyzny” i wskazał trzy postaci: „Urzekł go przede wszystkim Jezus nauczający, Jezus w misji, Jezus działający wśród ludzi. I z tym ideałem Pana Jezusa był związany w sposób szczególny - odpowiadał. - W uszach śp. Ojca Stefana rozbrzmiewały nieustannie słowa Pana Jezusa: »Żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało« (Mt 9, 37). I dlatego angażował się tym bardziej. W całym swoim życiu chciał być posłuszny Panu. Sądzę, że tu jest sekret wszystkich Jego dokonań” - mówił Jezuita.
Drugim wielkim ideałem o. Miecznikowskiego był apostoł Paweł. „Ileż razy cytował: »Żyję już nie ja, ale żyje we mnie Chrystus« (por. Ga 2, 20). On biegł na wzór apostoła Pawła, aby pozyskać jak najwięcej ludzi” - mówił o. Bartlewicz. Trzecim ideałem Ojca Stefana był założyciel zakonu św. Ignacy z Loyoli. „Porywał go także misyjnością i oddaniem sprawie Bożej” - podkreślał głoszący homilię.
Po Eucharystii ciało śp. o. Miecznikowskiego zostało przewiezione pod bramę cmentarza na Dołach. Nad grobem przemawiało kilkanaście osób. „Nie wiem, jakimi słowami mam wyrazić swą wdzięczność za wszystko, co dla nas zrobiłeś. I nie wiem, jakimi słowami mam wyrazić żal, że już wśród nas nie jesteś. Pozostaje tylko nadzieja i wiara, że spotkamy się kiedyś” - wyraźnie wzruszonym głosem mówił prezydent Łodzi, Jerzy Kropiwnicki. „W chwilach radości nuciliśmy Twoją ulubioną i naszą ukochaną pieśń. Chciałbym, żeby ona Ci towarzyszyła w twojej drodze ku Najwyższemu” - mówił z kolei były poseł Andrzej Kern i zanucił Płonie ognisko i szumią knieje. Wychowankowie i przyjaciele o. Miecznikowskiego przyszli na pogrzeb z jego zdjęciami.

Wspomnienia

„Żegnam cię, Ojcze Stefanie, wyrażam nadzieję i wiarę, że obcujesz już w tej Najdoskonalszej Miłości, której całe życie podporządkowałeś. Przekładałeś nam na język dnia codziennego, czym jest miłość, o której tak pięknie pisze św. Paweł. Pokazałeś, jak można obcować z Bogiem i jednocześnie nie potknąć się o człowieka. Byłeś wymagający, a jednocześnie obdarzałeś dobrocią, jak ten Ojciec, który przyjmuje marnotrawnego syna” - wspomina na stronach internetowych Janek.

* * *

Podczas audycji w Radiu Plus poświęconej o. Miecznikowskiemu wspominali go wychowankowie. Mimo, że minęła zaledwie doba od jego śmierci, te wspomnienia pełne były pasji i radości. „Miał fantastyczny talent wyłapywania ludzi, którzy robili to, co on chciał - opowiada Henryk Czekalski. - Wyjazdy organizował, troszkę nas wybierając. Miał w tym swój ukryty cel, bo z tych wyjazdów wychodzili ludzie bardzo mocno podciągnięci duchowo i emocjonalnie, ogromnie związani i zżyci ze sobą. To decydowało o ogromnej sile późniejszych duszpasterskich przyjaźni” - podkreślał.
Niektórzy z wychowanków Zmarłego już w późnych latach 60. zaangażowali się w ruch konspiracyjny. „Celowo dbaliśmy o to, żeby nie spotykać się na terenie duszpasterstw ani żeby spraw podziemia nie załatwiać na terenie kościoła. Ale oczywiście część z nas należała też do duszpasterstwa - opowiada Stefan Niesiołowski, który trafił wtedy wraz z kilkoma innymi osobami do więzienia. - Teraz wiem, że przyczyniliśmy się do przeniesienia Ojca Stefana do Kalisza. Służby Bezpieczeństwa skutecznie nacisnęły na władze kościelne. Ale po wyjściu odwiedzaliśmy go” - wspominał.
Legenda o. Miecznikowskiego zrodziła się po wybuchu „Solidarności” i potem w stanie wojennym. „Przejął duchowe przywództwo nad nami. Nie było takiej luki, nie było zagubienia. Ludzie byli faktycznie w strasznym stanie, ale wiedzieli, że jest ktoś, kto im pomaga - mówi Wojciech Grochowalski, łódzki wydawca. - Praktycznie już drugiego dnia Ojciec Stefan zaczął organizować pomoc dla internowanych. Nie zapomnę, jak siedziałem w Jaworzu. Myślałem, że zapomnieli o nas. I nagle strażnik mówi: »Macie widzenie«. Przychodzę i jest tam w rozmównicy Ojciec Stefan z jakąś paczką. Przywiózł listy z domu - było to bardzo wzruszające” - opowiada Niesiołowski. „Żeby przez półtorej minuty widzieć się wtedy ze Stefanem, Ojciec zużył w sumie dwie doby - bez snu, prawie bez jedzenia. Zawsze mówił, że jechał drugą klasą, bo trzeciej nie ma” - opowiada Barbara Gruszczyńska, bliska współpracownica o. Miecznikowskiego z tego okresu. „Miałem świadomość, że prawdopodobnie zawdzięczamy o. Miecznikowskiemu jeśli nie życie, to na pewno to, że nie wyszliśmy z więzienia kalekami” - przyznaje obecny Prezydent Łodzi. Dzięki akcji Jezuity cała Łódź modliła się w intencji powodzenia prowadzonej przez Jerzego Kropiwnickiego i Andrzeja Słowika głodówki.
Ojciec Miecznikowski towarzyszył wychowankom także w radosnych momentach. „Był przy naszym ślubie. Pamiętam, że zaprosił mnie z przyszłą małżonką, chwilę się zastanowił - miał na to może dwie minuty - i powiedział: «Niech słońce nie zachodzi na zagniewanie wasze»” - wspomina Piotr Kociołek, obecnie prezes Centralwings.
Wspomnienia ludzi, którzy znali o. Stefana pełne są życia. Jego wychowankowie tryskają anegdotami. „Podliczając straty z okresu stanu wojennego, mamy dwie sutanny zgubione gdzieś w pociągach i jednego buta, straconego przy wyjątkowo pospiesznej przesiadce” - mówi Gruszczyńska. „Śpiewnik Ojca liczył ponad 100 stron. Śpiewaliśmy przy każdej okazji, także wtedy, gdy nasze wyjazdy były półlegalne i nie mogliśmy się do niego zwracać jak do księdza” - wspomina Włodzimierz Sowiński, jeden z wychowanków Zmarłego.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2005-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Tradycja święcenia soli, chleba i wody od św. Agaty

[ TEMATY ]

św. Agata

TD

św. Agata

św. Agata

W wielu kościołach katolickich w Beskidach święci się dziś sól, chleb i wodę na pamiątkę wspomnienia św. Agaty. W tradycji ludowej przetrwał tu kult dziewicy i męczennicy z Katanii na Sycylii jako patronki od ognia.

Szczególnie starsi mieszkańcy przypominają, że kawałek soli i chleba, wrzucone do ognia chronią domostwa przed pożarem i kataklizmami. Etnografka z Istebnej, Małgorzata Kiereś zauważa, że przekonanie to odzwierciedla jedno z ludowych przysłów: „Chleb i sól św. Agaty od ognia ustrzeże chaty”.
CZYTAJ DALEJ

Święta na trudne czasy

Niedziela legnicka 5/2005

Archiwum parafii

Św. Maria de Mattias, obraz w kościele pw. św. Brata Alberta Chmielowskiego w Częstochowie-Kiedrzynie

Św. Maria de Mattias, obraz w kościele pw. św. Brata Alberta Chmielowskiego w Częstochowie-Kiedrzynie

Jako dziecko sprawiała rodzicom (zwłaszcza mamie) kłopoty, bo miała żywy temperament, wciąż skakała i biegała, gdzieś się spieszyła. Jako nastolatka była nieco płaczliwa i trochę rozchwiana emocjonalnie. Jako kobietę dojrzałą cechowała ją impulsywność i pewna nietolerancja wobec innego niż jej sposobu myślenia i działania. A jednak właśnie ją Pan Bóg chciał widzieć jako Założycielkę Zgromadzenia Sióstr Adoratorek Krwi Chrystusa. Stała się Świętą na niespokojne, trudne czasy, w jakich żyjemy.

Maria de Mattias urodziła się 4 lutego 1805 r. we włoskiej miejscowości Vallecorsa w rodzinie mieszczańskiej. Będąc młodą dziewczyną, zastanawiała się, co ma do zrobienia w życiu, jakie jest jej miejsce na ziemi. Często płakała, wzdychała, męczył ją niepokój. Z domu rodzinnego wyniosła umiłowanie modlitwy i Pisma Świętego, czytała książki o duchowości chrześcijańskiej, żywoty świętych. To wszystko otwierało ją na działanie Ducha Świętego. „Pewnego dnia - napisze potem - poczułam lekkość, jakby unosiły mnie jakieś ramiona”. Poczuła, że jej serce całkowicie zmieniło się i zostało napełnione odwagą, słyszała głos swojego Pana, zrozumiała, że jest kochana. Kiedy doświadczyła Bożej miłości, musiała rozeznać, jak na nią odpowiedzieć. Inspirowana przez św. Kaspra del Bufalo założyła w Acuto 4 marca 1834 r. Zgromadzenie Adoratorek Przenajdroższej Krwi. Zmarła w Rzymie 20 sierpnia 1866 r. Jej doczesne szczątki odbierają cześć w rzymskim kościele Przenajdroższej Krwi, który jest połączony z domem generalnym Zgromadzenia. 18 maja 2003 r. Jan Paweł II ogłosił ją świętą.
CZYTAJ DALEJ

Papież: umiejmy oczekiwać na spełnienie Bożych obietnic

2025-02-05 09:24

[ TEMATY ]

audiencja

papież Franciszek

audiencja ogólna

PAP/EPA/MAURIZIO BRAMBATTI

„Prośmy Pana o łaskę, abyśmy potrafili oczekiwać na spełnienie wszystkich Jego obietnic i aby pomógł nam przyjąć w naszym życiu obecność Maryi” - zachęcił Ojciec Święty podczas dzisiejszej audiencji ogólnej. Tematem jego katechezy było Nawiedzenie przez Maryję św. Elżbiety i jej kantyk Magnificat. Z powodu przeziębienia papież poprosił o odczytanie przygotowanego tekstu jednego ze swoich współpracowników.

Dzisiaj kontemplujemy piękno Jezusa Chrystusa, naszej nadziei w tajemnicy Nawiedzenia. Maryja Dziewica nawiedza św. Elżbietę. Ale to przede wszystkim Jezus, w łonie swojej Matki, nawiedza swój lud (por. Łk 1, 68), jak mówi Zachariasz w swoim hymnie uwielbienia.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję