MARCIN KONIK-KORN: - Zapewne zgodzi się Ksiądz z tezą, że inaczej rozumiano królowanie Chrystusa w wiekach tuż po Jego Zmartwychwstaniu niż dziś się je pojmuje?
KS. DR HAB. JAN ŻELAZNY: - Co do tego nie mam wątpliwości. Pierwsze oczekiwania mesjańskie szły po lini oczekiwania mesjasza żydowskiego: „Panie, czy w tym czasie przywrócisz królestwo Izraela?” (Dz 1, 6). Jeżeli Chrystus jest potomkiem Dawida, a więc potomkiem króla, to zasadne było pytanie o Jego królewskie panowanie. Przeważały poglądy millenarystyczne, tzn. uważano, że przed końcem świata przyjdzie Chrystus i będzie rządził Ziemią wraz ze świętymi przez 1000 lat. Pierwszą poważną zmianę takiego rozumienia królowania Jezusa przyniósł w III wieku Orygenes. Te oczekiwania pozwalają przypuszczać, że Jezus był oczekiwany jako król w takim znaczeniu, że przyjdzie na świat, aby zaprowadzić na nim porządek. Orygenes jako pierwszy podważa takie rozumienie królowania Chrystusowego.
- Ale to rozumienie Mesjasza różni się także od rozumienia żydowskiego?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
- U pierwszych Ojców Kościoła ma miejsce oczekiwanie eschatologiczne, apokaliptyczne. Nie ma ono charakteru politycznego, jak w oczekiwaniu Żydów na przyjście Mesjasza. Ja osobiście nie do końca podzielam przekonanie, że związany z ponownym przyjściem Chrystusa sąd ostateczny nastąpi „jutro”. Dziś wydaje się, że to zbytnie uproszczenie. W kręgu teologii orientalnej, a więc u naszych zapomnianych braci pozostających w komunii z Kościołem na Bliskim Wschodzie, Bóg nieustannie przychodzi. To wezwanie: Marana tha - Panie, przychodź - jest związane z tym, że prędzej czy później każdy z nas dotyka swej własnej apokalipsy, która ma miejsce z chwilą śmierci każdego z chrześcijan. Ponieważ Bóg jest ponad czasem, więc apokalipsa trwa.
- Tak jak w wierszu Miłosza „Piosenka o końcu świata”, który sugeruje, że apokalipsa, dla każdego człowieka ma miejsce z chwilą zbliżania się jego śmierci. Nie powinniśmy więc w oczekiwaniu na Jezusa spodziewać się dziwnych wydarzeń astronomicznych, lecz raczej skupić się na naszym codziennym życiu, które nieraz przecieka nam przez palce...
- Tu jest coś głębiej, bo w orientalnym myśleniu mocno podkreśla się, że Bóg jest poza czasem. Nie jest więc tak, że dziś trwa moja apokalipsa, a jutro będzie jakaś wielka apokalipsa. Dla Boga już trwa apokalipsa. To jest jedno wydarzenie, a nasza słabość powoduje jego rozmycie. Słowa „czuwajcie więc, bo nie znacie dnia ani godziny”. (Mt 25, 13) były odbierane właśnie w tym znaczeniu.
- Podobnie chyba jest właśnie z królestwem Bożym, które nie zapanuje na ziemi jako królestwo ziemskie, któremu wszyscy będą podlegli. Ono już trwa, bo są jego znaki, o których mówił Jezus.
Reklama
- Tu już sięgamy do zachodniej myśli teologicznej, która głosiła koncepcję, że królestwo Boże przebiega nie pomiędzy ludźmi, a w naszych sercach. Nie można wskazać, że ten czy tamten należy do królestwa Bożego, a inny do niego nie należy, lecz to czy tamto w moim życiu już przynależy do eschatologicznej rzeczywistości. Koncepcje Chrystusa Króla zmieniają się w imperium rzymskim w związku ze zmianami samego imperium. Chrześcijanie, którzy żyli na terenie Mezopotami, dzisiejszego Iraku czy Iranu, nigdy nie przejęli władzy politycznej, tak jak miało to miejsce w Rzymie, i nie rozumowali tego tak, jak chrześcijanie, którzy objęli władzę w Rzymie. Widać to w ikonach, które w świecie rzymskim przedstawiają Chrystusa jako cesarza, w pełnym splendorze władzy. Taka idea musiała trwać, bo sam św. Paweł mówi, że Jezus „jest Głową wszelkiej Zwierzchności i Władzy” (Kol 2, 10). Na bocznej ścianie meczetu Omajadów w Damaszku (dawnej katedry św. Jana Chrzciciela) jest napisane: „Panowanie Twoje, Chryste, na wieki wieków”.
- Pojawia się jednak ciągle wśród osób wierzących dylemat, czy traktować Chrystusa dosłownie jako króla całego świata, czy tylko jako władcę duchowego? Jedna koncepcja mówi, że Chrystus jest królem indywidualnie we wnętrzu każdego z nas, druga zaś wręcz przeciwnie, chce uznania jego „królowania” nawet w wymiarze państwowym.
- Kościół jest domem, początkiem domu, w którym mamy się spotkać w niebie, a nie państwem. Zarówno w czasie, kiedy dominowały koncepcje mówiące o tysiącletnim królowaniu Chrystusa na ziemi, jak i kiedy władztwo Chrystusa rozumiano bardziej duchowo, nie chodzi o królowanie w sensie państwowym. Królowanie Chrystusa należy rozumieć w ten sposób, że cokolwiek się dzieje, to i tak rządzi tym Bóg. I nie wynika z tego wcale, że przyjdzie moment, kiedy kodeks prawa kanoniczego zostanie promulgowany jako kodeks państwowy. Jednak czas będzie pokazywał, że to Bóg i Jego słowa są prawdą. W tym sensie winniśmy dążyć, aby nasze ludzkie prawa zachowywały ducha prawa Bożego i nie były z nim sprzeczne. Bóg rządzi, to znaczy zna właściwą odpowiedź, umie pokierować, ale nie jest to rządzenie na zasadzie dekretów. Jeżeli Bóg proponuje komuś powołanie, nie dekretuje mu, że ma to powołanie przyjąć. Człowiek może wybrać inaczej, ale wtedy przegra życie, bo Bóg każdemu proponuje optymalny wybór.
- Czyli przyjmowanie Chrystusa, jako Króla Wszechświata, oznacza w rzeczywistości przyjmowanie Jego woli jako nadrzędnej zasady w życiu?
- To coś więcej! Należy jeszcze uznać, że skoro Chrystus rządzi, to znaczy, że świat ostatecznie podąży zgodnie z Jego wolą. Cokolwiek by się działo, jakiekolwiek trudne wydarzenia, człowiek wierzący zawsze będzie mógł mówić o Bożej Opatrzności, która nad tym światem czuwa. To Bóg jest Królem. Sformuowanie „książę tego świata”, które odnosi się do szatana, jest sformułowaniem ironicznym, prześmiewczym. To kpina z szatana. Na krzyżu wygrał Chrystus, a nie kalkulacje Sanhedrynu czy Piłata. Cokolwiek złego nie zrobiłby człowiek, to zapłaci za to cenę. Z tego punktu widzenia człowiek np. może zaingerować w prawo do życia, ale to nie jest przypadek, że holenderskie domy starców powstają w Portugali, i że właśnie tam zaczyna się kryzys. To nie jest przypadek, że w Europie mamy do czynienia z imigracją muzułmanów. Dlaczego? Bo wybraliśmy niezgodnie z wolą Chrystusa. Bóg rządzi, nie na takiej zasadzie, że jak popełniłeś grzech to dostaniesz po głowie, tylko, że grzech ma swoje konsekwencje. Nikt nie powie, że natura ukarała rolnika, że mu nic nie wzeszło, skoro zasiał w grudniu...