Z przeszło 130-osobowej wspólnoty parafialnej przed wojną teraz pozostało zaledwie dwadzieścia osób. Kościół stoi tuż nad Dnieprem, po drugiej stronie stacjonują już Rosjanie. „Gdy odprawiamy Eucharystię słyszymy przelatujące nad naszym dachem pociski i nigdy nie wiemy, gdzie spadną. Mamy świadomość, że to może być ostatni moment, jest trudno, ale jest z nami Bóg” – podkreśla ks. Padlewski.
Wyznaje, że pokazał kard. Krajewskiemu swoją ziemię, która została bardzo zraniona i dzielnych ludzi, którzy nie chcą uciekać, tylko pragną odbudować swe domy. „Dla ludzi, to było większe wydarzenie, że taka osoba jak ksiądz kardynał przejechał osobiście do Chersonia, kiedy widzieli go takim prostym, zwykłym człowiekiem, który potrafi służyć ludziom, pomagać czy rozładowywać samochody, czy wydawać jedzenie” – mówi Radiu Watykańskiemu ks. Padlewski.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Wskazuje, że było też „świadectwo, że papież przez księdza kardynała był obecny tutaj, że o nas pamiętają, że możemy się spotkać, porozmawiać razem, wspólnie się pomodlić, że nie jesteśmy w żaden sposób zapomniani, że też pamiętają o nas”.
„Nasza dzielnica jest codziennie ostrzeliwana. Tego braku bezpieczeństwa doświadczył też papieski jałmużnik. Ludzie wchodzą teraz do swoich mieszkań, domów, które zostały zatopione. Więc jeżeli ten budynek przetrwał zatopienie i nie zniszczył się całkowicie, to wynoszą wszystkie rzeczy: meble, które są zniszczone i inne rzeczy. Mają przy tym bardzo dużo pracy, trwa wielkie sprzątanie. Natomiast ci ludzie, którzy ucierpieli jeszcze bardziej, gdyż ich dom jest zawalony, bo są też i takie przypadki, to też sprzątają, ogarniają, ale tak naprawdę nie mają, gdzie wracać” – mówi ks. Padlewski.
Podkreśla, że ludzie ci „na pewno potrzebują wciąż konkretnej pomocy”. „Zawsze potrzebują pomocy żywnościowej, ale teraz też środków chemicznych do czyszczenia domów i mieszkań oraz worków na śmieci. Generalnie jest tak, że większość ludzi została i zostanie, bo albo nie mają, gdzie wyjechać, albo nie mają do kogo. Z drugiej strony chcą zostać przy swoim domu, bo to cały ich dorobek życiowy. Więc też w jakiś sposób chcą być blisko domu i co się da uratować z tego co mają. Na ile możemy staramy się pomagać. Jeżeli mamy żywność, to się dzielimy. Jeżeli mamy środki czystości, chemiczne, to też się dzielimy. W taki sposób staramy się oferować oprócz pomocy duchowej też zwykłą ludzką pomoc tym, którzy po prostu tego potrzebują” – opowiada proboszcz z Chersonia.